100 – 76 75 – 51 50 – 41 40 – 31 30 – 21 20 – 11 10 – 1 Suplement do rankingu75. Hair 1979, reż. Milos Forman, w rolach głownych: Treat Williams, John Savage, Beverly D’Angelo„Hair” jest dla mnie dowodem, że mimo tak silnie osadzonej w wojennych realiach przeszłości i mimo tego, że ruch hippisowski skrajnie sprzeciwiał się temu, co doprowadziło do tragedii Formana, Szpilmana, itd. Forman potrafi zachować dystans. Nie decyduje się na grożenie palcem i krzyk z ambony. Robi po prostu pełen śpiewu i tańca musical. Jest to, w moim odczuciu, rzecz niezwykła. Rzecz, o której w Polsce, skażonej widmem Auschwitz, nie możemy nawet myśleć. U nas ilekroć podchodzi się do tematu wolności, sprzeciwu antywojennego i historii, musi być poważnie. Nie można pomarzyć, jak Forman. Nie można podać bajki z demaskatorskim morałem. To niewskazane, za to dostałoby się ocenę niedostateczną. Czechowi się udało. Pobawił się stereotypami, poromansował z Brodwayowskim kiczem, ale i pozostawił w nas część swoich przekonań, które z tego morza tandety wyłaniają się wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. W tym tkwi dla mnie urok opowieści o bandzie hippisów i nieśmiałym kolesiu z południa. [Fidel, fragment recenzji] 74. Wyjęty spod prawa Josey Wales The Outlaw Josey Wales 1976, reż. Clint Eastwood, w rolach głównych: Clint Eastwood, Sondra Locke, Dan GeorgeGdy bohater traci swoich bliskich w wyniku brutalnego ataku unionistów można przypuszczać, że rozpoczyna się tradycyjna opowieść o zemście. Ale to mylne wrażenie. Ten film to pełna liryzmu przypowieść o bezsensownej wojnie, bezowocnej wendecie i zmęczonych życiem outsiderach. Clint Eastwood zagrał tu świetną rolę – widać jego ból, cierpienie, rozpacz, pragnienie uzyskania spokoju. Natomiast jako reżyser znakomicie wyczuł w jakie struny należy uderzyć by wzbudzić odpowiednie emocje. Zdarza się więc, że film jest nostalgiczny, brutalny, ironiczny lub niepokojący. [Mariusz]Josey Wales nie jest typowym Eastwoodowskim Tajemniczym Mścicielem. Co prawda nie mówi zbyt dużo i – co oczywiste – dysponuje niemal boskimi umiejętnościami strzeleckimi. Jednak nie jest postacią znikąd – w filmie klarownie zostało wyjaśnione, co nim kieruje. Jest bohaterem z krwi i kości. Jak wiadomo, Clint Eastwood uchodzi za aktorskiego minimalistę i jego bohaterowie rzadko okazują jakiekolwiek emocje – ten film jest jednak wyjątkiem od reguły. Główną osią fabuły jest ucieczka przed jankeskimi siepaczami i próba przedostania się do Teksasu. Bezpośrednio po zakończeniu wojny secesyjnej te rejony były bardzo niebezpiecznym miejscem, nie powinno być więc dla nikogo zaskoczeniem, że film obfituje w pojedynki strzeleckie, a fabuła przez cały czas trzyma w napięciu. Jednak główną siłą „Wyjętego spod prawa Joseya Walesa” są doskonale rozpisane postacie i relacje między nimi. [Piotr Han, fragment recenzji]73. Johnny poszedł na wojnę Johnny Got His Gun 1971, reż. Dalton Trumbo, w rolach głównych: Timothy Bottoms, Kathy Fields, Marsha Hunt, Jason RobardsFilmów antywojennych powstało na pęczki, wiele lepszych, lepiej zrobionych a nawet mocniejszych, dosadniejszych czy aktualniejszych, ale film ten to arcydzieło jako obraz poruszający tematykę eutanazji, prawdopodobnie najlepszy jaki powstał oraz najbardziej dosadny. Nie wiem czy takie było założenie twórców (przypuszczam, że celem było antywojenne przesłanie) ale wiem że film ten na zawsze zostanie w mojej głowie. [Lecho]72. Nosferatu Wampir Nosferatu: Phantom der Nacht 1979, reż. Werner Herzog, w rolach głównych: Klaus Kinski, Bruno Ganz, Isabelle Adjani, Roland ToporMłody pośrednik handlowy dostaje intratne zlecenie – ma sfinalizować umowę z zamieszkującym odległą Transylwanię hrabią. Wyrusza więc w trasę, zostawiając w domu pełną obaw żonę. Na miejscu okazuje się, że samo imię hrabiego wzbudza paniczny wręcz lęk wśród wieśniaków. Mimo to nasz bohater wyrusza do zamku hrabiego. Dobrze urodzonym okazuje się być łysy, trupio(!)blady oryginał z odstającymi uszami, krzywymi zębami i kościstymi dłońmi. W dodatku pije krew i za dnia śpi w trumnie. Powyższa wiedza jest jednak niebezpieczna – młodzian zostaje zamknięty w ponurym zamczysku, podczas gdy wampir wyrusza statkiem (załoga szybko się przerzedza…) do rodzinnego miasta pośrednika. Oficjalnie chce zamieszkać w opuszczonej kamienicy. Nieoficjalnie – wywołać zarazę i posiąść piękną żonę swego gościa… W jednym z wywiadów Herzog miał ponoć stwierdzić, że “Nosferatu: Symfonia grozy” jest jego skromnym zdaniem najważniejszym filmem kinematografii niemieckiej. Na potwierdzenie można przytoczyć kilka kadrów (Lucy siedząca na plaży pełnej krzyży, statek na pełnym morzu), które są hołdem ekspresjonistycznemu arcydziełu. Hołd hołdem, ale Herzog nie byłby sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie. I to był doskonały pomysł: podczas seansu odczuwałem kosmiczny wręcz niepokój, w skali jaką dotąd spotkałem tylko w niektórych opowiadaniach Lovecrafta. Na korzyść świadczy też jej wydźwięk: nasz szary świat oddzielony jest cienką granicą od nadnaturalnego zła, którą bardzo łatwo naruszyć, opowieść w którym przegrani są wszyscy (także, a może przede wszystkim, hrabia Drakula), zatęchły świat skąpany w mroku, w którym nieśmiałe działania sił dobra bledną przy potędze sił względem wizualnym film Herzoga to stary, dobry analog: zdjęcia hipnotyzują surowym pięknem, pulsują jakimś utajonym życiem…One są – nie mam lepszego słowa – poetyckie: operator inspirował się malarstwem romantycznym (które ubóstwiam) , a niektóre ujęcia mógłbym śmiało powiesić na ścianie między „landszaftami” Caspara Davida Friedricha; nie ważne, czy to rumuńskie ostępy leśne, czy schludne do czasu Delft – zdjęcia są piękne i kropka (dodatkowy walor estetyczny: Isabelle Adjani wygląda tu bardzo kobieco). Warto wspomnieć również o świetnie rozplanowanych ujęciach, wykorzystujących pomysłowo grę światła i cienia (jak np. pierwsze spotkanie Lucy i hrabiego!), zaś muzyka…niech mnie szlag trafi, jeśli nie słyszałem jej w łonie matki! Muszę przyznać, że w trakcie oglądania tego filmu miałem wrażenie, jakbym to ja osobiście poprawiał scenariusz, był przy kręceniu, osobiście chodził po tych lasach, wybierając lokacje, montował, wybierał muzykę… Jak gdyby ktoś nakręcił film specjalnie dla mnie. Nigdy wcześniej i nigdy później nie czułem się tak jak wtedy – po prostu magia kina w najczystszej postaci. [Phlogiston] 71. Atak na posterunek 13 Assault on Precinct 13 1976, reż. John Carpenter, w rolach głównych: Darwin Joston, Austin Stoker, Laurie Zimmer, Charles Cyphers, Nancy Kyes, Tony BurtonMający swoją premierę w 1976 roku film Johna Carpentera nie zachwycił ani widzów, ani tym bardziej krytyków. Reżyser, który po sukcesie swojej niskobudżetowej farsy science-fiction pt. “Czarna Gwiazda” dostał od producentów zielone światło do realizacji dowolnego filmu, niemal znikomym sukcesem w box-office swojego nowego dziecka częściowo ich do siebie zraził. Ale już rok później, na 21. Festiwalu Filmowym w Londynie, “Atak na Posterunek 13” porwał widownie, krytycy nie mogli wyjść z podziwu dla kunsztu Carpentera, a on sam niemal natychmiast stał się postacią rozpoznawalną w całej Europie. Wkrótce potem, film miał ponowną premierę w Stanach Zjednoczonych, lecz tym razem reakcja amerykańskiej publiczności była podobna do reakcji widzów z Europy. Również krytycy zrewidowali swoje opinie i tym samym “Atak…” został okrzyknięty jednym z najlepszych filmów akcji lat ’70. [hOps, fragment analizy remake’ów]Nie jest to arcydzieło, ale ma dla mnie wielką wartość historyczną i sentymentalną. Razi bardzo niski budżet (choć ponura, niemal postnuklearna scenografia wymiata – jak oni osiągali taki efekt 30 lat temu? Wystarczyło, że skierowali kamerę na ścianę i był klimat). Razi kiepskie aktorstwo. Ale sama atmosfera filmu jest niesamowita. Milczący przestępcy są przerażający. Widać braki w sztuce reżyserskiej, ale to wczesny film Carpentera – do czasu The Thing gość się wyrobił. 🙂 710, ale mimo tego – wstyd nie znać, wstyd nie mieć. [military, wypowiedz z forum]70. Nie oglądaj się teraz Don’t Look Now 1973, reż. Nicolas Roeg, w rolach głównych: Julie Christie, Donald Sutherland, Hilary MasonNajlepszy horror wszechczasów. Motyw pogoni wąskimi, zatęchłymi uliczkami Wenecji za duchem zmarłej córki jest przerażający. Niesamowite scenerie miasta gondylierów tworzą niesamowity klimat. [Witold Wojciechowski]To, co czyni „Nie oglądaj się teraz” wyjątkowym to napięcie, które wzrasta poprzez częstotliwość retrospekcji – gdy miesza nam się w głowie porządek czasowy i ciągle jesteśmy zdani na szukanie głębszego sensu w całości. To też oczekiwanie na to, co zdarzy się w następnej scenie i właśnie ten fakt jest najbardziej przerażający. Kluczowe jest tu potraktowanie postaci Johna – jego druga natura ukazana jest poprzez szybkie cięcia montażowe, częste retrospekcje. Widz jest zdezorientowany tak samo jak bohater, który nie potrafi połapać się we własnych wizjach i przeczuciach (np. montaż synchroniczny w ekspozycji pokazuje przeczucie bohatera co do śmierci córki). Intencją Roega było ukazanie, jak śmierć dziecka wpływa na związek rodziców i jaka jest percepcja tragedii u każdego z nich. Miłość tutaj jednak przezwycięża śmierć, co pokazuje np. scena miłosna – to miłość ludzi szaleńczo w sobie zakochanych. W uderzający sposób skontrastowano w tej scenie banalność życia codziennego z wyjątkowością uniesienia miłosnego – co jest kluczem do tego małżeństwa. [Katarzyna Pracuch, fragment analizy]69. THX-1138 1971, reż. George Lucas, w rolach głównych: Robert Duvall, Donald Pleasence, Maggie McOmieDebiut twórcy „Gwiezdnych Wojen” nie przypadnie do gustu wszystkim, bo jest hybrydą gatunków filmowych, a ta zawsze wzbudza kontrowersje, często niezrozumienie, czasem niechęć. Dramat, moralitet, science-fiction, komentarz, antyutopia? Wszystko po trochu. „THX1138″ to prawdziwa awangarda celuloidowa, która krytyki się nie boi, bo jej znaczenie podpisane jest przez szczerość twórcy. Mimo wielu dziur, omyłek i chaosu montażowego to jedno z najwybitniejszych dzieł SF, wciąż aktualne. A może dziś jeszcze bardziej? [desjudi, fragment recenzji]Fani gwiezdnej sagi mogą sobie mówić co chcą, a fani “Wyspy” Baya mogą im wtórować ile wlezie, ale to właśnie debiut reżyserski słynnego flanelowca pozostaje jego najlepszym i najbardziej dojrzałym dziełem. Zbiór literek z cyferkami – pierwotnie nazwa głównego bohatera filmu, z czasem także logo kinowego systemu dźwiękowego – nie jest co prawda filmem idealnym (choć mi niczego w nim nie brakuje), a jego powolna narracja może nużyć, nawet w tak krótkim metrażu (moment zagubienia w bezkresnej bieli do dziś przeraża mą cierpliwość), lecz głębia za nim stojąca, minimalizm opowieści i jej hipnotyzujący wygląd wciąż fascynują, skłaniając przy tym do przemyśleń. [Mefisto]Błyskotliwy debiut George’a Lucasa. Niezwykle sugestywna wizja dystopijnego świata przyszłości, w którym człowiek nie ma prawa do uczuć i staje się beznamiętną marionetką w rękach rządu. Jeden z ważniejszych filmów Lektura obowiązkowa, szczególnie dla tych, którzy z dystopijnych światów przyszłości znają jedynie “Eqilibrium”. [Lawrence] 68. Ucieczka z Alcatraz Escape from Alcatraz 1979, reż. Don Siegel, w rolach głownych: Clint Eastwood, Fred Ward, Patrick McGoohanAlcatraz, słynne więzienie na wyspie obok San Francisco, znane było długie lata z tego, że niemożliwością była ucieczka z niego. Do czasu. Ta sztuka udała się Frankowi Morrisowi, którego historię – bardziej wyimaginowaną niż realistyczną – przedstawia duet Don Siegel i Clint Eastwood, dla których było to kolejne udane spotkanie po “Brudnym Harrym” z 1971 jest twardy i niezłomny jak Callahan, choć w przeciwieństwie do słynnego gliny, częściej używa tu pięści i mózgu, wszak ucieczka z więzienia staje się dla niego obsesją i życiowym celem, w czym przeszkadzają mu nie tylko strażnicy, ale i brutalne życie więziennej społeczności. Siegel prowadzi akcję spokojnie, precyzyjnie, bez szaleństw, bez zbędnych fajerwerków, jakby ładując baterie, których moc wykorzystuje z nawiązką w drugiej połowie filmu, podczas której widz siedzi jak na szpilkach kibicując Eastwoodowi. Świetny, staroszkolny dramat więzienny, który dzisiaj może trącić myszką – szczególnie poirytowani mogą być fani “Oz” – ale sprawności realizacyjnej odmówić mu nie można. [desjudi]67. Superman 1978, reż. Richard Donner, w rolach głównych: Christopher Reeve, Marlon Brando, Gene Hackman, Margot KidderPierwszy “Superman” wyreżyserowany przez Richarda Donnera jest zdecydowanie jedną z najlepszych rzeczy o tym superbohaterze jaką spotkałem. Owszem, film mocno się postarzał (nie tylko pod względem efektów specjalnych), ale ja całkowicie kupuje jego naiwną konwencję, w której Lex Luthor, Otis, i Miss Teschmacher potrafią przejąć bomby atomowe od wojska, a superbohater ratuje koty z drzew. Jest to lekkie kino nowej przygody niesione mocą genialnej muzyki Johna Williamsa, znakomicie dobraną obsadą (Hackman!!!, Beatty, Brando, Cooper, Kidder), humorem, i przede wszystkim SUPERMANEM (Christopher Reeve jest dla mnie bezkonkurencyjnie najlepszym wcieleniem tego herosa). Oglądałem film Donnera już kilkanaście razy i zawsze dobrze się na nim bawiłem (chociaż pierwsza godzina trochę się dłuży). Dla mnie to kino rozrywkowe niewiele gorsze od oryginalnych Gwiezdnych wojen, czy Indiana Jonesa. [Juby]Do tego filmu mam słabość właściwie od dzieciństwa. Kiedyś naprawdę nie trzeba mi było wiele. Superman stał się moim ulubionym bohaterem, głównie dzięki kreskówce emitowanej na Canal+, ale filmy (pierwsze dwa) również podziałały na moją wyobraźnię. I do dzisiaj bronię pierwszych ekranizacji Supermana, ba, same bronią się do dzisiaj (nawet po premierze strasznie nijakiego „Man of Steel”). Christopher Reeve to idealny człowiek ze stali, Lois Lane i Lex Luthor to w filmie postacie, które autentycznie da się lubić, poza tym masa humoru, niezłe efekty specjalne i klimat tej wielkiej przygody… Taki film o Supermanie musi być, musi być w taki sposób nakręcony i co chwila puszczać oko do widza, który daje radę przełknąć te wszystkie głupoty scenariuszowe, łącznie z tą kulą ziemską na koniec. Dla mnie absolutny faworyt. [materatzowy]66. Rejs 1970, reż. Marek Piwowski, w rolach głównych: Stanisław Tym, Zdzisław Maklakiewicz, Jan HimilsbachCóż można napisać mądrego o “Rejsie”? Wszelkie tendencyjne pytania, pojawiające się wokół niego, służą nie tylko umysłom ścisłym, które czują reminiscencje, ale służą sztuce także, bo nowa wartość może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki. Wybitne dzieło! [desjudi]65. Star Trek (1979) Star Trek: The Motion Picture 1979, reż. Robert Wise, w rolach głównych: William Shatner, Leonard Nimoy, DeForest Kelley, James DoohanW fantastyce naukowej najbardziej fascynuje mnie kwestia pierwszego kontaktu i dzięki Lemowi oraz jego “Solarisowi” – problem “obcości” obcych. Całościowo “Star Trek” z tymi kosmitami, przypominającymi ludzi w kiczowatych wdziankach i gumowych maskach, w ogóle nie trafia w moją wizję życia pozaziemskiego. Jednak “Star Trek: The Motion Picture” okazuje się pod tym kątem świetne, głębokie i choć nie do końca opowiada o mieszkańcach innych planet, to wspaniale, z pewną dawką mistycyzmu opowiada o Kontakcie. [patyczak]64. Wodzirej 1977, reż. Feliks Falk, w rolach głównych: Jerzy Stuhr, Sława Kwaśniewska, Wiktor SadeckiWodzirej to dzieło światowego poziomu. Genialny Stuhr w mistrzowskiej roli cwaniaczka pełzającego po szczeblach kariery, którego trudno nie kochać. Bo czyż większość z nas taka nie jest? Zapatrzeni w siebie egoiści, dla których liczy się tylko zysk. Mało jest filmów, które tak doskonale oddają rzeczywistość, Wodzirej robi to z niezwykłą lekkością i polotem. Kryszak w piosence pod wiele mówiącym tytułem “Tico tico”, to czyste szaleństwo, coś czego się nigdy nie zapomina. [Marinhos Stefansky]Żywot człowieka skurwionego. Rola życia Jerzego Stuhra oraz film życia Feliksa Falka. [Hitori Okami]63. 1970, reż. Robert Altman, w rolach głównych: Donald Sutherland, Elliott Gould, Tom Skerritt, Sally Kellerman„MASH” to klasyka kina wojennego, która w dodatku wyróżnia się na tle innych wielkich dzieł. Nie ma tu wojny, jaką oglądamy w wielu wojennych klasykach. Nie ma wielkich scen batalistycznych, nie ma bohaterów, nie ma patosu – są tylko zwykli ludzie z krwi i kości, ze słabościami i nie najgorszym poczuciem humoru. Bo film Altmana wyróżnia się również jako kino z rodzaju antywojennego, mówiąc o poważnych i traumatycznych rzeczach, wcale tej powagi nie zachowuje, ale i nie przesadza z humorem. To jeden z bardzo niewielu filmów, obok „Dyktatora” Charliego Chaplina, które opowiadają się przeciwko wojnie w tak zabawny i jednocześnie inteligentny sposób. [Aaron, fragment recenzji] 62. Uwolnienie Deliverance1972, reż. John Boorman, w rolach głównych: Jon Voight, Burt Reynolds, Ned Beatty, Ronny CoxAbsolutny klasyk filmu survivalowego, nakręcony przez Johna Boormana, reżysera znanego z umiejętności wprowadzenia dozy oryginalności do gatunkowych schematów – najpełniej zaprezentował to prawdopodobnie we wcześniejszym „Zbiegu z Alcatraz”, ale w „Uwolnieniu” także dał pokaz reżyserskiej maestrii. To świetnie nakręcony, rewelacyjnie wyważony i poprowadzony thriller, który z jednej strony potrafi zaskoczyć subtelnością, a z drugiej – zmrozić krew atakując widza nagle szokującą sceną. Słynny moment ze „squeal like a pig” będzie tu chyba najlepszym przykładem. Poza tym, Burt Reynolds i Jon Voight odgrywają jedne z najlepszych ról w karierze. [Motoduf]Istniała plotka że podczas kręcenia sceny gwałtu jakiego dokonują tubylcy na uczestnikach spływu kajakowego w tym filmie jeden z aktorów tak wczuł się w rolę, że naprawdę zgwałcił Neda Beattiego. Długo nie wyjaśniano tego ale ostatecznie okazało się że to nieprawda. Mimo wszystko scena jest bardzo realistyczna i nie tylko dla niej warto obejrzeć ten film. Malownicze pejzaże, uczucie zagrożenia i rewelacyjne role Burta Reynoldsa i Jona Voighta. [Witold Wojciechowski]Genialny film, thriller pełną gębą. W tamtych czasach sporo szokował, w naszych już może trochę mniej, ale mimo wszystko świetnie się to ogląda. Napięcie i wrażenie osaczenia buzuje, gdy tylko jeden z niedzielnych odkrywców w tajemniczych okolicznościach wyskakuje z czółna do rwącej rzeki. Ta scena, zaraz po akcji ze słynnym gwałtem, jest moją ulubioną. [Predator895, wypowiedz z forum]61. Świt żywych trupów Dawn of the Dead 1978, reż. George Romero, w rolach głównych: David Emge, Ken Foree, Scott H. Reiniger, Gaylen RossScenariusz do sequela “Nocy żywych trupów” (1969) Romero zaczął pisać już w roku 1974, ale realizacja zdjęć rozpoczęła się dopiero w roku 1977. Powodem po raz kolejny okazały się trudności w znalezieniu funduszy (pomimo sukcesu pierwszej części), po części rozwiązane przez słynnego włoskiego reżysera, Dario Argento, fana “Nocy Żywych Trupów”, który po prostu nie mógł doczekać się kontynuacji. W zamian do praw dystrybucyjnych poza Ameryką, Argento zapewnił Romero wsparcie finansowe, a także zaoferował swoją pomoc przy pisaniu scenariusza i współtworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu. “Świt…” kręcono przez 4 miesiące w prawdziwym centrum handlowym (Monroeville Mall w Pennsylvanii) w godzinach nocnych, a jego premiera odbyła się na festiwalu filmowym w Cannes w 1978 roku. Oficjalna premiera filmu w Europie (wersja przemontowana przez Dario Argento, ze ścieżką dźwiękową wzbogaconą o wiele utworów zespołu Goblin) odbyła się już we wrześniu 1978 roku, a w Stanach Zjednoczonych dopiero 20. kwietnia 1979 roku. Obraz Romero chwalono za świetną jak na tamte czasy realizację, doskonałą satyrę na amerykański konsumpcjonizm oraz krytykę wielkich korporacji rozrastających się w zastraszającym tempie. Tak jak pierwsza część, film wywarł duży wpływ na światowe kino i popkulturę, doczekał się kilku parodii i, wreszcie, w 2004 roku remake’a w reżyserii debiutującego Zacka Snydera. [hOps, fragment opisu remake’ów]Nie ma nic bardziej intrygującego niż temat życia po śmierci. Żywe trupy mają w sobie jakąś nieokreśloną magię, która przyciąga przed ekran. Niestety niewiele jest tak udanych filmów poświęconych zombiakom jak Świt. Na szczęście ten film ma wszystko, czego potrzebuje dobry action horror. Najlepiej oglądać samemu, późną nocą, na starym telewizorze, o śnieżącym obrazie. [Marinhos Stefansky]60. Dersu Uzała デルス・ウザーラ 1975, reż. Akiro Kurosawa, w rolach głównych: Maksim Munzuk, Yuri Solomin, Svetlana Danilchenko, Dmitri KorshikovAkira Kurosawa powraca w wielkim stylu realizując ambitny dramat przygodowy, którego głównym bohaterem jest stary myśliwy obdarzony mądrością i sprytem. Wspaniały film o relacji pomiędzy dwoma mężczyznami: młodym rosyjskim oficerem i jego przewodnikiem po syberyjskiej tajdze. Film o tym jak nieubłagany jest czas, który stopniowo odbiera człowiekowi sprawność, inteligencję, zdolność samodzielnego funkcjonowania. [Mariusz]Trochę niedoceniany film Akiro Kurosawy, stojący w cieniu “Siedmiu samurajów”, “Rashomona”, “Tronu we krwi” i kilku innych samurajskich eposów. “Dersu Uzała” to jedno z najwybitniejszych jego dzieł – jeśli szukacie po ludzku mądrych filmów, wnoszących nową wartość poznawczą, nie silących się na filozofowanie, ale będących apoteozą życia w wielu jego wymiarach, a przy tym chcecie zobaczyć pięknie zrobiony i znakomicie poprowadzony film, sięgnijcie po klasyk Kurosawy. Wspaniały, poruszający dramat, który wygrał Oscara w starciu ze znakomitą przecież “Ziemią obiecaną” Wajdy. Całkowicie zasłużenie. [desjudi]59. Manhattan 1979, reż. Woody Allen, w rolach głównych: Woody Allen, Diane Keaton, Mariel HemingwayNowy Jork można tylko kochać. Brzmi to nazbyt sentymentalnie, ale jeśli miłość do miasta przybrałaby konkretne kształty to “Manhattan” Woody Allena byłby tego ponętnego uczucia spełnieniem. [desjudi, fragment recenzji]Piękny, mądry, zabawny, stylowy – te cztery przymiotniki najlepiej oddają to co sądzę o tym dziele Allena. [Pegaz]Nowy York, prosta fabuła, kilka osób i genialne, błyskotliwe dialogi składają się na tak piorunująco autentyczny film o uczuciach, że “czwarta ściana” jakby znika, a widz przestaje być widzem – zaczyna żyć razem z bohaterami. I jest to chyba jedyny film Allena, w którym obraz w pełni dorównuje genialnej treści, bo mam wrażenie, że w większości filmów, Woody’ego trochę mniej zajmuje ich strona wizualna. A czarno białe zdjęcia “Manhattanu” zachwycają elegancją. [patyczak]Nie mogło zabraknąć drugiego wielkiego dzieła mistrza Allena. Na pewno obok Annie Hall najciekawsze dzieło Woodiego. Miłosna serenada dla ukochanej dzielnicy ukochanego miasta. I znów genialny humor i rewelacyjne dialogi. A ty kiedy ostatnio byłeś w kobiecie? [Witold Wojciechowski]Są tacy, których ten film nudzi, ale trudno nie zgodzić się z faktem, że scena gdzie Allen i Keaton siedzą na ławce przed mostem jest jedną z najbardziej ikonicznych w całej historii kina. [Jeremy]58. Pat Garrett & Billy the Kid 1973, reż. Sam Peckinpah, w rolach głównych: Bob Dylan, James Coburn, Kris Kristofferson, Jason RobardsSam Peckinpah bez tworzenia legend i mitów, opowiada ostatni rozdział historii o Pacie Garrecie i Billym the Kid. Brutalny, krwawy i jakże przejmujący przykład antywesternu, plus kultowa muzyka Boba Dylana. [Lawrence]“Pat Garrett & Billy the Kid”, w amerykańskim kinie przedostatni (ostatnim będzie “Bez przebaczenia” (1993) Clinta Eastwooda) prawdziwy western, realizowany był w miejscach, gdzie swoje filmy o Dzikim Zachodzie tworzyli najwięksi: na amerykańsko-meksykańskim pograniczu. Podobnie jak w przypadku swego filmowego debiutu, Peckinpah sięgnął po aktorskie ikony filmowych “kowbojskich oper”, angażując, nawet w najdrobniejszych rolach, twarze znane z westernowej klasyki (jak np. występującą w filmach Forda, Zinnemanna i Hawksa, meksykańską aktorkę Katy Jurado). Powstał liryczno – nostalgiczny pean na cześć Far Westu, który prawdziwym blaskiem zalśnił dopiero 20 lat później, kiedy montażysta filmu – Roger Spottiswoode – odrestaurował pełną wersję “Pata Garretta & Billy’ego Kida” (w 1972 r., Peckinpah niespodziewanie przerwał montaż nakręconego materiału i film wszedł do kin w wersji zmontowanej przez producentów). [Piotr Kletowski, fragment filmografii Peckinpaha]57. Amarcord 1973, reż. Federico Fellini, w rolach głównych: Magali Noël, Pupella Maggio, Ciccio Ingrassia, Gianfilippo Carcano, Armando Brancia, Nando Orfei, Bruno ZaninEsencja włoskiej duszy i 100% Felliniego w Fellinim. Podobno pierwotnie Federico chciał swój film nazwać “Viva Italia!”, co byłoby bardzo adekwatne do tego wszystkiego, co dzieje się na ekranie. Włoska prowincja, włoskie ulice, włoscy ludzie i włoskie problemy – kontrolowany chaos albo chaos uporządkowany. “Amarcord” to film bez fabuły, z dziesiątkami różnych bohaterów (granych często przez naturszczyków), jednak podporządkowany temu, co utkwiło w pamięci Felliniego (stąd tytuł “Pamiętam”) – żywiołowość, bezpretensjonalność i… niedojrzałość jako immanentne cechy Włocha. To hołd złożony włoskiej duszy, ale i jednocześnie mocny prztyczek w nos, wszak tak nieokiełznani ludzie potrafili zatracić się choćby w faszyzmie, seksie i fasadowej religijności… Świat film Felliniego pokochał, za to we Włoszech podobno “Amarcord” jest niezbyt doceniany. Zasłużony Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 1975 roku – Fellini pokonał wówczas Hoffmana i jego “Potop”. [desjudi]56. Kabaret Cabaret 1972, reż. Bob Fosse, w rolach głównych: Liza Minelli, Joel Grey, Michael York, Helmut GriemTen film to przede wszystkim genialna rola Liza Minelli w jednej z najlepszych kobiecych ról wszech czasów. Sam film to z kolei chyba jeden z najlepszych przykładów musicalu na poważnie – czyli niby wciąż pełnego wpadających w ucho, świetnych piosenek, ale podejmującego niezwykle trudne tematy. [Pegaz]55. Midnight Express 1978, reż. Alan Parker, w rolach głównych: Brad Davis, Irene Miracle, Bo Hopkins, Paolo BonacelliMidnight Express jeden z filmów, które miałem do nadrobienia przed samym plebiscytem i który tak naprawdę zrobił na mnie największe wrażenie. Nie mogło być inaczej i film musiał znaleźć się w pierwszej dziesiątce na mojej liście. Choć momentami przypominał mi The Shawshank Redemption to muszę stwierdzić, że film ten podobał mi się bardziej niż wspomniana produkcja Franka Darabonta. Przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy jakoś lepiej do mnie przemówili i których odgrywana rola bardziej przypadła mi do gustu. [Sephiroth]Amerykański turysta bawiący w Stambule postanowił przemycić do swojego kraju haszysz. Źle zrobił. Zostaje złapany przez policję i osadzony w więzieniu słynącym z surowości. Szybko przekonuje się, że nie ma co liczyć na swój rząd ani turecki system sprawiedliwości – jedyną szansą na wolność jest expressowa ucieczka o północy, gdy następuje zmiana wart (stąd tytuł). Dalej nie ma sensu streszczać – poprzestańmy na tym, że film nie traci tempa nawet na sekundę, a emocjonujących, kopiących dupę jest od groma, a miejsce akcji, tureckie więzienie, jest wręcz lepkie od brudu, tłuszczu, potu i kurzu. [Phlogiston]Chyba najlepszy film z gatunku więziennych. Genialna rola Brada Davisa i niezapomniany motyw muzyczny Giorgio Morodera. Strasznie przejmujący. [Witold Wojciechowski]Nieco zapomniany, a z pewnością będący w absolutnej czołówce jeśli chodzi o kino więzienne. Odwaga tej produkcji robi wrażenie po dziś dzień, a siła oddziaływania na widza jest tak silna, że jeszcze długo po seansie nie można się otrząsnąć. [Pegaz]54. Rocky II 1979, reż. Sylvester Stallone, w rolach głównych: Sylvester Stallone, Talia Shire, Burt Young, Carl WeathersSeria o bokserze-mańkucie z Filadelfii ciągnęła się przez 30 lat, a mimo to jej jakość nigdy nie spadła poniżej pewnego poziomu. Pierwszy sequel “Rocky’ego” wyreżyserowany przez samego Stallone’a nie dorównuje oryginałowi, ale i tak jest bardzo dobrym kinem, do którego mam ogromny sentyment i uwielbiam wracać. [Juby]Co prawda mamy tutaj co z grubsza to samo co poprzednio, ale… nic mnie to nie obchodzi. Bo „Rocky’ego” mógłbym oglądać właściwie na okrągło. A druga część jest tak samo interesująca jak poprzednia. Łącznie z finałowym pojedynkiem, który pomimo tego samego przeciwnika ogląda się z tymi samymi emocjami. A tak przy okazji – sam fanem boksu nie jestem, ale dla mnie walka Rocky’ego z Apollo Creedem to zdecydowanie moja ulubiona w historii tego sportu. 😉 [materatzowy]53. Sanatorium pod Klepsydrą 1973, reż. Wojciech Jerzy Has, w rolach głównych: Jan Nowicki, Jerzy Holoubek, Bożena Adamek Wojciech Jerzy Has słynął z tego, że choć zawsze przenosił na kinowy ekran czyjeś powieści, to każdą taką ekranizację wypełniał po brzegi swoim specyficznym stylem – tak mocno, że pod koniec procesu produkcyjnego gotowy film był w takim samym stopniu Hasa, jak pisarza, którego tekst posłużył reżyserowi za bazę fabularną. „Sanatorium pod klepsydrą” to jeden z najwybitniejszych przykładów charakterystycznego, zatopionego w surrealizmie sposobu myślenia o kinie w wykonaniu Wojciecha Jerzego Hasa. Ze zbioru opowiadań Brunona Schulza wybiera reżyser te wątki i fabularne strzępy, które pasują mu do opowiadanej historii, i układa je w niejednoznaczną opowieść – z jednej strony dobrze oddającą ducha prozy Schulza; z drugiej bardzo autorską, silnie naznaczoną osobowością reżysera i wzbogaconą o konteksty, których pisarz nie mógł blisko czterdzieści lat wcześniej przewidzieć. „Sanatorium pod klepsydrą” to wspaniałe, pobudzające wyobraźnię i niezwykle plastyczne kino, zupełnie inne od tego, co powstawało w tych latach w PRL-u. Warto docenić, nie wypada nie znać. [Motoduf]Surrealistyczny, groteskowy, hipnotyczny, poetycki, bawiący się konwencjami, gatunkami – jedyny w swoim rodzaju film polski, tym bardziej warty poznania, że nie tak dawno “Sanatorium” odnowiono cyfrowo. Efekt autentycznie powala. Film Hasa to sama czołówka polskiej kinematografii i film ze wszech miar wyjątkowy. [desjudi]52. Kierowca Driver 1978, reż. Walter Hill, w rolach głównych: Ryan O’Neal, Bruce Dern, Isabelle Adjani, Ronee BlakleyWalter Hill – prawdopodobnie najbardziej niedoceniony reżyser w historii – stworzył przepięknie wystylizowany film, który jest esencją męskiego kina w każdym calu. Wszystko tu jest niezwykle surowe, gracze nie marnują słów, a muzyką, która pieści uszy widza, jest jedynie pisk opon i ryk silnika. Wspaniałe kino oparte na profesjonalizmie bohaterów (niczym u Howarda Hawksa lub Jeana-Pierre’a Melville’a), którego dziś się już zwyczajnie nie robi – nic dziwnego, że Nicolas Winding Refn czerpał z tego arcydzieła pełnymi garściami tworząc „Drive”. Dodatkowo Bruce Dern powinien ustawowo być wstawiany do każdego filmu o twardych gliniarzach.[Gamart]Pozbawione sentymentów, artystycznej gromkopierdności i napuszonej stylizacji, świetnie wykalkulowane, minimalistyczne kino, na którym trzeba uważać, żeby nie przegapić tego, co dzieje się między dialogami. Produkcja wbrew pozorom niegłupia, ale bawiąca i bez konieczności nadmiernego wytężania spracowanej dyńki – taka, przy której łatwo się zapomnieć. Porządne kino akcji na wymarciu (czyt. bez użycia komputera, frazesów o równości i product placementu), do którego chce się wracać nie raz, i które w ponad 30 lat od premiery wciąż robi świetne wrażenie. Nie dziwota więc, iż za oceanem to cool kultowe cztery kółka, piwko i pomarańczowa skórka. [Mefisto, przeczytaj recenzję]Z całym szacunkiem dla “Drive” Refna ale “The Driver” Hilla zjada go na śniadanie, cudna atmosfera niedopowiedzeń jaką prezentuje (główni bohaterowie to Kierowca, Detektyw i Gracz 😉 ) i wyśmienite realistyczne pościgi to rzecz która cieszy me oczy i daje miejsce w moim TOP10. No i ta Isabelle Adjani…mmmmm [Sonny Crockett]“Driver” to kapitalny, oldskulowy sensacyjniak, który był tak dobry, że sprawił iż nawet ja, osobnik, którego cztery kółka NAPRAWDĘ nie jarają, poważnie pomyślałem, czy nie zrobić aby paru rundek po mieście(to samo zresztą chciałem zrobić po seansie “Drive”). Skoro już padł ten tytuł, (a paść musiał), powiem czym różni się trzydziestoletni kultowiec od świeżaka: w nowym nacisk jest na postaci, w starym zaś na intrygę. W nowym nie wiemy zbyt wiele o małomównym protagoniście, ale wiemy czym się kieruje, wiemy jakim ulega emocjom, wiemy na kim mu zależy. Jego duchowy ojciec(również bezimienny) idzie o krok dalej z tajemniczością: o nim nie wiemy dosłownie nic, poza tym, że jest zimnym jak lód profesjonalistą. To co jeszcze łączy Goslinga i O’Neala(poza imieniem) to taka…kurde, nie wiem czy istnieje na to określenie…Z jednego i drugiego jest taki “baby-face bad-ass” 😉 W filmie mamy kilka pościgów, i mogą one bez żenady mierzyć się z takimi gigantami tej kategorii, jak pościgi z “Bullita”, “Francuskiego Łącznika” czy “Żyć i umrzeć w Los Angeles”, czyli w tej kategorii 1-0 dla Hilla. Wygrywa z Refnem jeszcze w jednej kategorii – w “Drive” główna postać żeńska to miła i sympatyczna Carey Mulligan – jednym słowem dziewczyna z sąsiedztwa(tak, wiem, to są trzy słowa;). W “Kierowcy” na jej miejscu jest charyzmatyczna, lodowata, posągowa wręcz Isabelle Adjani. Lubię cię Carey, ale z Boginią nie masz nawet szans. To co jest uderzające w filmie Waltera Hilla to surowość – nie tylko główny bohater jest bezimienny – pierwszy i drugi plan to Kierowca, Gracz, Detektyw, Łącznik, Bandzior Bandzior sobie dzisiaj coś takiego? [Phlogiston]51. Rocky Horror Picture Show 1975, reż. Jim Sharman, w rolach głównych: Tim Curry, Susan Sarandon, Barry Bostwick, Richard O’Brien„The Rocky Horror Picture Show” nie jest filmem zwyczajnie kultowym. Jeżeli wierzyć krytykom i filmoznawcom – a wzmianka o tym pojawia się nawet w encyklopediach filmowych – „Rocky Horror” jest najbardziej kultowym filmem w całej historii kina. Oczywiście kultowość to zjawisko bardzo nieprzewidywalne – niemożliwe do zaplanowania i bardzo trudne do zmierzenia. Teza ta wydaje się być jednak całkiem sensowna… [Motoduf, fragment recenzji]Nie uwierzę, po prostu nie uwierzę, żeby ktoś po obejrzeniu tego filmu od razu go nie pokochał. Chyba, że jest najbardziej konserwatywnym homofobem (nie lubię tego określenia, ale pasuje tutaj jak ulał). Uwielbiam to, jak film sprawdza widza – czy jesteś gotowy ujrzeć to, co się za chwilę wydarzy, czy wolisz wrócić do swojego nudnego, smutnego życia? Porządna dawka dziwactw wszelakich, kiczu dosłownie wylewającego się z ekranu wiadrami oraz ta ścieżka dźwiękowa… Być może jest to najlepszy musical w historii, być może niektórzy się sprzeciwią, jednak prawda jest taka, że drugiego tak niegrzecznego i niepoprawnego politycznie filmu można jedynie ze świecą szukać. Dodam jeszcze, że po tym filmie można poczuć się jak po dobrym seksie (niekoniecznie z Timem Curry)… 😉 [materatzowy]Kicz w każdym kadrze, przedziwna historia i aktorstwo ekspresyjne do przesady – ale jaka to wspaniała rozrywka. Ten film wciąga w swój zakręcony świat i ani się obejrzymy jak podrygujemy nóżką do śpiewanych w nim przebojowych piosenek. No i ten Tim Curry w roli głównej… tylko jego i Dave’a Gahana z łóżka bym nie wyrzucił. [Pegaz]100 – 76 75 – 51 50 – 41 40 – 31 30 – 21 20 – 11 10 – 1 Suplement do rankingu
4 45. Najlepsze zagadki w kategorii „Zagadki dla dzieci o bajkach”: zagadka o dyni, zagadka o Calineczce, zagadka o Kocie W Butach, zagadka o Babie Jadze, zagadka o jabłku, zagadka o Pinokiu, zagadka o Kopciuszku, zagadka o balu, zagadka o wilku, zagadka o Tomciu Paluchu, zagadka o Czerwonym Kapturku.
“Jacek i Agatka”, “Miś Uszatek”, “Pszczółka Maja”, “Reksio”… – widzowie tęsknią za dobranockami w starym wydaniu W programie telewizyjnym nie ma ważniejszej pozycji od dobranocki. Wszystkie polskie rodziny układają swój dzienny rozkład zajęć tak, by wykorzystać moment, kiedy dzieci zasiadają przed telewizorami, a rodzice mają wreszcie chwilę spokoju. A milusińscy są najwierniejszymi widzami. Według danych OBOP, statystyczne dziecko spędza przed telewizorem 2 godziny 45 minut dziennie. Dlatego wszystkie stacje telewizyjne starają się przyciągnąć dzieci do oglądania właśnie swoich programów. W efekcie doba to zbyt mało, żeby obejrzeć wszystkie skierowane do nich audycje nadawane w ciągu jednego dnia. Ale czy z pozoru niewinne dobranocki są naprawdę nieszkodliwe? – Nie wszystkie, ale od pewnego czasu jest z tym lepiej – mówią zgodnie mamy i ze wzruszeniem wspominają własne dobranocki. No właśnie, jakie bajki wspominamy z rozrzewnieniem? I czy oglądają je nasze pociechy? Swojskie klimaty Początki dobranocek były równie siermiężne jak ówczesne czasy. Na ekranie bywało szaro i nudno, ale autorzy robili, co mogli, by ratować sytuację. Jako jedni z pierwszych w dziejach polskich dobranocek narodzili się Jacek i Agatka. Byli bohaterami popularnej w latach 60. bajki autorstwa Wandy Chotomskiej. Po raz pierwszy zagościli na antenie 2 października 1962 r. Laleczki zaprojektował Adam Kilian, głosu użyczyła Zofia Raciborska. Wykonanie było proste: na dwie dłonie w czarnych rękawiczkach zatknięto piłeczki pingpongowe z dorysowanymi buziami. Jacek był przedszkolakiem, a Agatka chodziła do szkoły. Była więc bardziej doświadczona i opiekowała się bratem. Przez 11 lat obecności na ekranie telewizja nadała ponad 1100 odcinków tej bajki. Jacek i Agatka nie mieli zbyt dużej konkurencji. W latach 60. dzieci mogły oglądać “Misia z okienka”. Sympatyczny miś prowadził rozmowy ze swoim opiekunem. Najpierw był nim Mieczysław Czechowicz, a potem Bronisław Pawlik. W 1964 r. na ekranie zadebiutowała “Gąska Balbinka” stworzona jeszcze w latach 50. przez Annę Hoffman. Napisane przez Marię Terlikowską teksty czytała Danuta Mancewicz. Życie gąski obracało się wokół relacji z jej mamą oraz przyjacielem, sepleniącym kurczakiem Ptysiem. Balbinka cieszyła się ogromną sympatią, ale do czasu, kiedy w 1967 r. pojawił się Reksio. Biały kundelek w żółte łaty szybko podbił dziecięce serca. Bolek i Lolek – czyli jeden duży, drugi mały – powstali, jak głosi legenda, na specjalne zamówienie. Pierwowzorami postaci mieli być Jan i Roman, synowie twórcy tej bajki, Władysława Nehrebeckiego. Bracia wspominali, że zapytali ojca, dlaczego nie zrobi filmu o nich. I dostali wspaniały prezent. W niektórych odcinkach, na życzenie dziewcząt, Bolkowi i Lolkowi towarzyszyła Tola – znak, że również płeć żeńska może przeżywać przygody. Uwielbiany był też “Miś Uszatek”. Dzięki temu lalkowemu serialowi Czechowicz został etatowym polskim “misiem”. Pod koniec każdego odcinka Uszatek wyglądał przez okno, co dla milusińskich oznaczało jedno: trzeba iść spać. Piosenka ze słowami “Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci”, oczywiście śpiewana głosem Czechowicza, weszła do klasyki polskiego repertuaru. W dobranockach nie zabrakło wątku patriotycznego. Pojawił się w “Porwaniu Baltazara Gąbki”. Smoka Wawelskiego wspomagały wybitne osobistości: król Krak, profesor Gąbka i włoski kucharz Bartłomiej Bartolini herbu Zielona Pietruszka. Ich przeciwnikiem był tajemniczy człowiek w pelerynie – szpieg z Krainy Deszczowców. Poczciwością przyciągała za to wędrująca po polskich dróżkach Pyza. Rozpoczęła swój żywot, uciekając z łyżki przed włożeniem do garnka. Zaś beztroska cechowała małego, białego kotka Filemona, który właził w każdą dziurę. Z tarapatów ratował go starszy i doświadczony (a przy okazji dla kontrastu czarny) Bonifacy, spoglądający na poczynania malucha z wygodnego miejsca na przypiecku. Treści dydaktyczne pojawiały się też w filmach z serii “Pinio i Dominik”. Słoń Dominik (czyli skarbonka, która ożyła) musiał jeść witaminy, by pozostawać dużym. W jego ślady szły dzieci. W “Zaczarowanym ołówku” bohater szczęściarz potrafił stworzyć wszystko, co tylko przyszło mu na myśl. Z rozmaitymi pomysłami mieliśmy również do czynienia w “Pomysłowym Dobromirze”. W ten sposób dzieci poznały rysunkowe wcielenie McGyvera. Różnica polegała na tym, że Dobromir nie mógł liczyć na działanie zaczarowanego pisaka i wszystko musiał skonstruować sam. Czeski film Rekordy popularności biły bajki czechosłowackie. Większość z nich dzieci zawdzięczają czeskiemu pisarzowi Vaclavowi Cztvrtekowi. To właśnie on, autor licznych książek dla dzieci, powołał do życia Makową Panienkę i motyla Emmanuela, Żwirka i Muchomorka oraz rozbójnika Rumcajsa. Postacie Żwirka i Muchomorka stworzył czołowy czeski animator, Zdenek Smetana. Sprawdziła się tu niezawodna reguła dobierania bohaterów na zasadzie przeciwstawności. Właśnie dlatego Żwirek jest wysoki i mądry, a Muchomorek – mały i niegrzeszący rozwagą. Ta dobranocka była opowieścią o dozgonnej przyjaźni. Pozytywnym bohaterem okazał się także poczciwy rozbójnik Rumcajs, zamieszkujący razem żoną Hanką i synkiem Cypiskiem las w Jiczynie. Dla dzisiejszych feministek film byłby nie do przyjęcia, bo państwo Rumcajsowie stanowili stereotypową rodzinę: Rumcajs wykonywał swoją pracę, a Hanka zajmowała się domem. Ale tak naprawdę był ucieleśnieniem wzorowego ojca, zawsze broniącego ogniska domowego. Przykładnie zachowywał się także mały, poczciwy i z pozoru niezaradny Krecik. Powiewem wielkiego świata wśród dobranocek były przygody białego delfina Uma. W przeciwieństwie do ludzi był ostoją łagodności i dobroci. Zjawiał się zawsze, gdy ktoś znalazł się w potrzebie. W niedzielę telewizja serwowała milusińskim pół godziny luksusu w postaci “Pszczółki Mai”. Maja i jej przyjaciele nieustannie byli zajęci ratowaniem innych i ucieczkami przed wrogiem, czyli… człowiekiem. Pszczółka miała wiernego kompana – leniwego Gucia, a oboje mieli doradcę – pasikonika Filipa w cylindrze. Właśnie on odwodził ich od co bardziej ryzykownych poczynań. Potem na polskich ekranach pojawiły się Smerfy i kolorowe kreskówki Disneya, zaś “stare” bajki pomału zaczęły znikać z ekranów. Zmiany na lepsze Zmieniły się bajki, zmienili się ich bohaterowie. Poczciwe zwierzątka o jakże ludzkich cechach zostały zastąpione przez fantastyczne stwory: Spidermana, Batmana, pokemony. – W niegdysiejszych dobranockach wszelkie działania podejmowane są wspólnie, co wymaga od bohatera pokonania egocentryzmu. Podstawowe sytuacje wyboru to dylematy między lojalnością wobec przyjaciół a dbałością o własne interesy. Właściwa decyzja jest oczywiście tylko jedna: przyjaciele są najważniejszym punktem oparcia bohatera, działa z nimi i dla nich, musi więc za wszelką cenę dbać o nich i o dobre stosunki w najbliższym otoczeniu. Bardzo mocno podkreślana jest także bezinteresowność: tylko źli bohaterowie żądają wynagrodzenia np. za pomoc, bohater pozytywny pomaga powodowany wyłącznie altruizmem – tłumaczy Dominika Cieśla z Instytutu Języka Polskiego UW. – Ale bajki zmieniają się. W miejsce nieodżałowanego Misia Uszatka wkracza perwersyjna Czarodziejka z Księżyca i jej roznegliżowane koleżanki, a telewizja, odstawiwszy na półki dawne artystyczne animacje z bratnich krajów, karmi nas produkowaną na jedno kopyto kolorową sieczką. Owszem, oferta jest znacznie bogatsza, ale maluchom i rodzicom pewnie trudno jest się pozbierać. W efekcie większość dzisiejszych dobranocek ma niewiele wspólnego ze swoimi poprzednikami. Zamiast dydaktycznych treści prędzej można znaleźć w nich obelgi. “Oddaj mu to, głupku”, “Dopadniemy cię, draniu”, “Pobijemy lub zginiemy” – krzyczy jeden z bohaterów do drugiego w filmie nadawanym przez jedną z komercyjnych stacji. Wymianie zdań towarzyszy bitwa. Nawet jeśli bajka niesie jakieś pozytywne przesłanie, ginie ono w ferworze walki. Na szczęście popularność kolejnych filmów rysunkowych trwa krótko. Przez Polskę przetoczyła się moda na serial animowany “Pokemony”. Dorośli ze zdumieniem zauważali, że dzieci znają imiona wszystkich stworków – bohaterów serialu. Na szczęście okazały się kolejnym krótkotrwałym produktem kultury masowej napędzanej przez producentów zabawek. Sytuacja zmienia się także w TVP. Telewizja powtarza odcinki “Reksia” czy “Rumcajsa”. Również dostępny w sieciach kablowych kanał Minimax od kilku miesięcy w poniedziałki emituje tylko polskie filmy animowane i kukiełkowe. Tymczasem dzisiejsze 20- i 30-latki ściągają z Internetu melodyjki z dobranocek do telefonów komórkowych. Duże wzięcie ma muzyka z “Bolka i Lolka” oraz “Reksia”. Ciekawe, która z obecnych bajek zostawi taki ślad w umyśle dzisiejszych młodych widzów? Nasze ulubione dobranocki Gumisie. Cała rodzinka siadała przed TV – śmiechu było co niemiara. Ale to w czasach, gdy mój syn był “dobranockowy”. Za moich czasów to tylko “durny” Jacek z Agatką. Wtedy, jak pokazali raz na jakiś czas “Gąskę Balbinkę”, to było już nieco lepiej. A na święta puszczali “Bolka i Lolka”, ale to było dawno, dawno temu… (Bejotka) “Żwirek i Muchomorek”, ależ to była nastrojowa bajka z piękną muzyką i – co niedawno odkryłem – kolorowa! Ech… (piko) Moją dobranocką wszechczasów są “Sąsiedzi” – pamiętam, jak prawie popłakałam się ze śmiechu na docinkach, kiedy remontowali mieszkanie (ach… to malowanie ścian, wciągali fortepian albo budowali lotnie). Na drugim miejscu umieszczam polskie Muminki (a nie późniejszą japońską animację), a to dlatego, że miały dla mnie niesamowicie mroczny i lekko zakręcony klimat. Trochę się tej bajki bałam, ale nie mogłam oderwać się od telewizora. (dagny) Wymienię tytuły tych, które mnie naprawdę fascynowały i na które czekałem baaardzo!!! 1. “Sąsiedzi” (do dziś gwiżdżę melodyjkę). 2. “Żwirek i Muchomorek”, tez muzyka kapitalna, hmmm, jaki klimat. 3. “Wilk i zając” – pamiętam, że była kiedyś w niedzielę na zakończenie takiego programu “Tydzień”, tylko po to go oglądałem, nuuu, zajec, pagadi. 4. “Miś Uszatek” – bo klapnięte uszko ma! (szteter) “Zaczarowany ołówek”. Bo taki ołówek chciałam mieć i w dobranocce sprawdzałam, jaki ewentualnie użytek będę mogła z niego zrobić. Do tej pory ołówka nie zdobyłam, ale dalej próbuję i szukam. (beciab) Wypowiedzi pochodzą z portalu Podobne wpisy
Lata 70. Męskie; Bajki i Kreskówki Męskie; Stroje z lat 80 i 90 Dla tych, którzy niekoniecznie czują się dobrze w rytmach disco, ale chcieliby się
Z okazji Dnia Dziecka Narodowy Instytut Audiowizualny na specjalnym portalu udostępnia animowane filmy dla dzieci. Dostępne są cykle: -Animacyjny zwierzyniec, -Kosmos, planeta, Ziemia, -Muzyka i obraz, -filmy w reżyserii Witolda Giersza. Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Polskie Przeboje lat 60, 70, 80 tych - Stare Polskie Piosenki - Najlepsze Polskie PrzebojePolskie Przeboje lat 60, 70, 80 tych - Stare Polskie Piosenki - Naj
Kto nie pamięta bajek słuchanych przez telefon, kolekcji puszek aż po sam sufit, gry w klasy, gumy turbo i donald oraz małych komiksów, które kryły się w opakowaniu? Tylko ktoś, kto nie dorastał w latach 80., czasach często rozpamiętywanych z rozrzewnieniem, a jednak rzadko wykorzystywanych w dzisiejszym wychowywaniu na naszym forum rok temu powstał wątek pamiętacie... czyli nasze dzieciństwo szybko zdobył spore zainteresowanie, którym mimo upływu czasu nadal się cieszy. Nagle okazało się, że wspomnienia tych, którzy mieli szanse dorastać w PRL-u, nie tylko są bardzo podobne, ale też rozpamiętywane ze wzruszeniem i rozpamiętują z sentymentem nasi użytkownicy forum? - Faktycznie całe dnie spędzało się na dworze, guma... klasy... jakie fajne były porysowane kolorowymi kredami chodniki i uliczki przed blokami, a granie w dwa ognie, osła, zbijaka, krowo krowo co lubisz? nasze dzieci nie będą miały tak fajnie - wspomina na forum ~ja- Ja też tamte czasy wspominam jako fajne, lepsze; wciąż pamiętam smak gumy Donald, zbierało się te obrazki ze środka, pamiętam oranżadę sprzedawaną w woreczkach ze słomką i zabawy na podwórku: w gumę, w sznura, w krawężniki - wtóruje poprzedniczce Jak mi tych czasów brakuje. Nie było słodyczy w takich ilościach jak teraz i guma do żucia donald smakowała bosko. Szkoda, że nie jest dane moim dzieciom wychowywać się w tamtych czasach - dodaje wyglądało dzieciństwo w czasach PRL-u i czy jest za czym tęsknić?Podwórka tętniły życiem, zabawy na trzepaku, gra w klasy, podchody, sznur, dwa ognie. Dzieci spędzały na podwórku więcej czasu niż w domu i szkole. I choć kolejną rzeczą wpisaną w prl-owską rzeczywistość była oranżada z cukrem - nie mówiło się o otyłości, bo aktywność walczyła z nią lepiej niż każda nie cierpiał z powodu braku komórki, a kontakty towarzyskie kwitły jak nigdy i to nie tylko dzieci ale też dorosłych - prywatki, imieniny, imprezy rodzinne, miały swoje miejsce obok pracy i szkoły. Spotkanie było w końcu jedyną szansą na wymianę informacji i utrzymanie relacji, niewielu mogło liczyć na dobrobyt, jakim był telefon stacjonarny, na którego instalację czekało się przez latach 80. zarówno sklepowe zabawki, jak i ubrania były prawdziwym rarytasem. Ale czy to oznacza, że nie mieliśmy ciekawych zabawek i unikalnych ubrań? Handmade zabawkowy, który wymuszały tamte czasy, rozwijał kreatywność bardziej niż nie jedna zabawka edukacyjna, którą obecnie można bez problemu kupić w sklepie. Prasowanki na koszulkach, farbowanie w barwnikach i wiele innych pomysłów dawało niesamowitą dumę z własnoręcznie zrobionych ubrań, a każda rzecz kupiona w Pewexie cieszyła bardziej niż góra zabawek, którą teraz do dyspozycji mają było też bajek w telewizji, poza dobranocką, której wyczekiwało każde dziecko. Bardzo dobrze rekompensował to pokaz slajdów, który razem z bajkami na telefon urozmaicał czas, gdy nie można było wyjść na dwór. Numer 928 znało prawie każde dziecko, a z pewnością każdy większość osób, które wzięły udział w dyskusji patrzy na dzieciństwo w latach 80. głównie w kolorowych barwach? - Wspominając własne dzieciństwo (bez względu na to, w jakim okresie miało ono miejsce) dominują u nas pozytywne emocje i skojarzenia. Pojawiają się niemal same pozytywne wspomnienia. Jak więc tu mówić o negatywach? - przypomina nam Magdalena Giers, psycholog specjalistów dzieciństwo 25-30 lat temu miało wartości, o których warto Zdecydowanie doceniam i podkreślam wartość czasów PRL-u w kwestii rozwoju twórczości i wyobraźni dzieci. Ówczesny sposób wychowania zaowocował także większą samodzielnością, zaradnością i odpowiedzialnością młodego pokolenia. Na pozytywną uwagę zasługują także bardzo popularne zabawy podwórkowe. Nieoceniony był ich wkład w rozwój sprawności fizycznej, koordynacji ruchowej, poczucia równowagi, a także kształtowania współpracy i jednocześnie rywalizacji w grupie - podkreśla Magdalena osób, które chciałyby pokazać swoim dzieciom jak wyglądało dzieciństwo w ich pokoleniu, a może też przypomnieć sobie jego uroki, został stworzony internetowy sklep SpodLady, w którym możemy kupić kurkę nakręcaną na kluczyk, kalejdoskop lub pachnące chińskie gumki. W Gdańsku powstała także Galeria Starych Zabawek - Gdy tworzyliśmy to miejsce, zakładaliśmy że najbardziej będzie cieszyć osoby, które pamiętają czasy PRL-u, szczególnie te późne, bardziej beztroskie. Często obecni 30-latkowie przyprowadzają swoje dzieci, żeby pokazać im jak wyglądał świat ich dzieciństwa - powiedział nam Wojciech Szymański, właściciel Galerii Starych Zabawek. - Zauważyliśmy zupełnie inne podejście dzieci do zabawek. Kiedyś dzieci bawiły się zabawkami, inaczej je traktowały, mimo że były delikatniejsze, przetrwały w idealnym stanie kilkadziesiąt lat. Obecnie większość zabawek jest tak interaktywna, że dzieci bawią się obserwując, a sama zabawa wymaga od nich coraz mniej kreatywności i wyobraźni - dodaje Wojciech Szymański.
. 199 538 71 744 10 437 424 212