The Very Best of Deep Purple is a single disc compilation album by the English hard rock band Deep Purple. Perfect Strangers – 1984: 7:07: Personnel
O planowanym na 14 października DVD „Perfect Strangers Live” z koncertem Deep Purple z w legendarnym składzie pisaliśmy już wcześniej. Teraz dostajemy jeden z utworów – tytułowy „Perfect Strangers”:httpvh:// Guitar cover with full tabs of "Perfect Strangers" by Deep Purple.📧 INDICATE SONGS AND GET EVENTUAL TABS NEWS AND DISCOUNTS: https://ricardodegaspari.kpages
Gatunek: hard rock Data premiery: Wydawca: Polydor Pochodzenie: Wielka Brytania Utwory: 1. Knocking at Your Back Door 2. Under the Gun 3. Nobody's Home 4. Mean Streak 5. Perfect Strangers 6. A Gypsy's Kiss 7. Wasted Sunsets 8. Hungry Daze 9. Not Responsible 10. Son of Alerik (bonus) Skład: Ian Gillan – wokal Ritchie Blackmore – gitara Jon Lord – instrumenty klawiszowe Roger Glover – gitara basowa Ian Paice – perkusja Ciekawostki Pierwotnie płyta miała nazywać się „The Sound of Music”. Ian Gillan o tytule „Perfect Strangers”: — To tytuł, który wiele wyjaśnia. Przez ostatnich jedenaście lat byliśmy dla siebie obcymi ludźmi, nie spotykaliśmy się w komplecie. Myślę, że wpadliśmy w pułapkę, w której nie byliśmy sobą. Żyliśmy tak długo w izolacji od siebie, że to odrodzone Deep Purple traktowaliśmy jak zupełnie nową grupę. „Perfect Strangers” jest pierwszą płytą po reaktywacji Deep Purple w klasycznym składzie (tzw. Mark II). W związku z tym przed premierą albumu pojawiło się wiele oskarżeń o to, że członkowie zespołu zeszli się wyłącznie dla pieniędzy. Ian Gillan: — To wierutne bzdury. Każdy z nas jest znakomicie sytuowany pod względem finansowym. Niczego nam nie brakuje i stać nas na wiele. O ponownym zejściu zadecydowały tylko i wyłącznie względy muzyczne. Tym zaś, którzy w nasze możliwości już zwątpili radzę, by kupili sobie „Perfect Strangers” i uważnie posłuchali. Może zrozumieją w jak błędnym tkwią przekonaniu. Recenzje Deep Purple znowu razem w swoim najsilniejszym składzie! W gruncie rzeczy było to do przewidzenia, choć trudno ustalić motywy tego kroku. Realiści, a wśród nich m. in. gitarzysta Francis Rossi ze Status Quo, twierdzą, że tych pięciu facetów, którzy jak powszechnie wiadomo nie mogło na siebie nawet patrzeć, zeszło się ponownie tylko dla pieniędzy. Z drugiej strony np. Gillan, Glover, Blackmore, Lord i Paice bynajmniej nigdy nie klepali biedy. Więc co skłoniło ich do reaktywowania Deep Purple – chęć dopisania kilku zer na kontach bankowych czy pokusa wskrzeszenia hard rockowej legendy dla dobra tej muzyki? Nie wiem, aczkolwiek zainteresowani muzycy zdecydowanie opowiadają się za tą drugą wersją. Dość spekulacji, czas zająć się muzyką. Jaka jest? Ano bardzo, bardzo w stylu Deep Purple. To fakt, że lan Palce ma już niebezpiecznie wysokie czoło, a Ian Gillan nie poraża jut głosem jak w pamiętnym, koncertowym „Child In Time”, ale Deep Purple to nadal maszyna produkująca niezły hard rock. Takie kawałki jak ostry „Nobody’s Home”, przypominający „Highway Star” temat „A Gypsy's Kiss” czy spokojny „Wasted Sunsets” mają szansę zostać nowymi klasykami z repertuaru Deep Purple. Ritchie Blackmore, kompozytor wszystkich utworów, demonstruje na płycie „Pertect Strangers” stary, gitarowy kunszt oparty na dobrym smaku, a nie trickach i oszałamiającej szybkości. Podobnie Jon Lord, niepowtarzalny hard rockowy organista o zdecydowanie klasycznym zacięciu (Blackmore’a też momentami ciągnie w tę stronę), który swoim graniem buduje klimat zarezerwowany tylko dla brzmienia Deep Purple. Gillan, choć nigdy nie trawiłem nagrań żadnej jego grupy i miałem obawy, czy nie postradał on zmysłów wstępując do Black Sabbath, tu, w Deep Purple znowu jest na swoim miejscu i słucha się go w nowych nagraniach z przyjemnością. Producentem tej płyty jest, oczywiście, basista Roger Glover, który w swojej pracy pozostał wierny hard rockowym wymogom bawiąc się jedynie technika w intro do „Nobody's Home” (mini „1084” Van Halen) i w autobiograficznym, zespołowym wyznaniu „Hungry Daze”. Zaś perkusista Ian Paice zwyczajnie odegrał swoje i zrobił to dobrze. Kiedy zastanawiałem się, jak podsumować ten krążek, wpadł mi w ręce wywiad z Blackmore’em, który stwierdził, że „Perfect Strangers” to płyta, jaką Deep Purple powinien nagrać w 1974 r., gdyby nie pamiętny rozłam. I tak rzeczywiście brzmi ta muzyka. Album ten nie zrobi większego wrażenia na wielbicielach thrash metalu á la Metallica czy fanach Iron Maiden. „Perfect Strangers” to nieco staromodny longplay będący ukłonem w stronę prawdziwych hard rockowców. I choć powrót Deep Purple jest bardziej udany od powrotu doktora Indiany Jonesa w „Indiana Jones and the Temple of Doom”, to mam jeszcze w uszach słowa Rossa Halfina z Kerrang, który po trasie w RFN powiedział mi „Nie z tego nie będzie. Ritchie Blackmore nie rozmawia z resztą zespołu i śpi w innym hotelu”. A więc tylko dla pieniędzy... Romek Rogowiecki, Non Stop nr 1/1985 - - - Ta nowa płyta starego zespołu była formą powrotu na najwyższym poziomie. W tym czasie kiedy w muzyce królowali speedowcy, thrashowcy i inni metalowcy, weterani z Deep Purple wydali klasyczny hard-rockowy album pokazujący najlepiej, czym ta muzyka różni się od innych ciężkich gatunków rocka. Już pierwsze takty fenomenalnego numeru „Knocking At Your Back Door” uświadamiają, że pomimo upływu lat i zmieniających się mód, hard rock może wywoływać emocje i dreszcze. Kolejne utwory, „Under The Gun” i „Nobody’s Home”, przynoszą tak charakterystyczne dla lat 70. riffy Blackmore’a, aranżację i wykonanie. Wszystko to jednak tylko stanowi nieśmiały wstęp dla utworu tytułowego. Czy możesz przypomnieć sobie moje imię? Jestem echem twojej przeszłości — rozpoczyna w nim Ian Gillan i już po kilkunastu sekundach wiemy, że mamy do czynienia z hard rockowym hymnem lat 80. „Perfect Strangers” to utwór, który śmiało można porównać z największymi megahitami Purple. Pamiętam, że gdy w tydzień po oficjalnym wydaniu, płyta trafiła na talerz mojego gramofonu i usłyszałem wspaniałe, orientalizujące solo Ritchiego, pomyślałem – warto było czekać tyle lat, choćby tylko dla tego utworu. Na szczęście cala płyta pełna jest dobrych numerów i potwierdza, że muzycy nadal mają świetne pomysły i potrafią grać. Kiedy trzeba szybko (wirtuozerskie „A Gypsy’s Kiss”), kiedy trzeba pięknie („Wasted Sunsets”). Trudno doprawdy wyobrazić sobie powrót w lepszym stylu. Dariusz Łanocha, „Królowie purpurowego świata”, Rock-Serwis 1993 Cytaty: Dariusz Łanocha, „Królowie purpurowego świata”, Rock-Serwis 1993
Bruce Payne. Director: Deep Purple: Perfect Strangers. Bruce Payne is known for Deep Purple: Perfect Strangers (1985), Deep Purple: From Here to InFinite (2017) and Deep Purple: The Videosingles (1988).
7 kwi 17 10:36 Ten tekst przeczytasz w 2 minuty Stary człowiek naprawdę może. Czasami tak dobrze może, że pozostaje tylko podziwiać i uczyć się. Powolutku zamykający swoją wspaniałą historię zespół Deep Purple po raz kolejny pokazał, na czym polega starzenie się w wielkim stylu. Foto: Materiały prasowe Deep Purple – "inFinite" W sumie panowie mają w 2017 roku 340 lat. Średnia wychodzi 68. I co tego? Nic, absolutnie nic. John Mayall ma dużo więcej, a gra wciąż świetne koncerty. Niedawno zmarły Chuck Berry dobijając 90., grał trasy koncertowe po USA. Do wieku nawiązałem dlatego, że Ponury Żniwiarz w minionych kilkunastu miesiącach nie był łaskawy dla wielkich rocka, hard rocka i metalu, ale mam nadzieję, że panów z Deep Purple jeszcze przez jakiś czas oszczędzi, bo będąc na końcowym etapie kariery, tworzą rzeczy po prostu fantastyczne i chciałbym, aby to jeszcze robili. Nie trzeba dawać im plusów za zasługi, za przeszłe hity i niezapomniane albumy. To, co tworzą obecnie, bez najmniejszych problemów broni się samo. Długo zbierałem się do napisania refleksji o tym albumie. Nie dlatego, że Deep Purple zawarli na nim coś nowego, nieoczekiwanego. Wszystko, co na "inFinite" mamy, to doskonale znane DNA angielskiej kapeli, podane w odpowiednim brzmieniu przez Boba Ezrina, który podobnie, jak na znakomitym "Now What?!" zajmował główne miejsce przy konsolecie. Zbierałem się długo dlatego, że dwudziesty album Purpli emanuje niesamowitą świeżością, lekkością, świetnymi pomysłami na piosenki, zderzeniami klimatów (choćby świetnym skontrastowaniem podniosłości i frywolności w "One Night In Vegas" albo delikatnej baśniowości w "The Surprizing" po drapieżnych momentach). Bije też z niego wielka radość wspólnego tworzenia, cieszenia się muzyką. Z króciutkich fragmentów, jakie zespół udostępnił z sesji nagraniowej wynika, że pracowało mu się znakomicie. Nie ma na płycie dłużyzn. Choć niektóre kompozycje zdecydowanie się wyróżniają (np. "Time For Bedlam", "Hip Boots", "One Night In Vegas"), o żadnej nie napiszę, że jest niepotrzebna, że muzycy mogli ją sobie podarować. Podstawowa wersja płyty, a do takiej miałem dostęp, to nieco ponad 45 minut. Idealny czas, żeby utrzymać zainteresowanie słuchacza. I w tych 45 minutach zmieścili Deep Purple bardzo piosenki, których słucha się z przyjemnością. Choć ortodoksyjni Purplowi fani będą pewnie na to psioczyć, bo woleliby jeszcze jeden autorski numer (wiadomo, że takowe powstały w trakcie sesji), cover The Doors "Roadhouse Blues" uważam za udany. Zagrany z luzem, lekkim puszczaniem oka. Bliski oryginału, a jednak z charakterystycznym purpurowym stemplem. Świetnie zwieńczenie świetnego albumu. Na którym każdy z muzyków ma swoje wielkie chwile. Przeczytałem teksty do płyty. Nie zauważyłem w nich zmęczenia, żegnania się, utyskiwania na starość i kończące się życie (choć pewnie Ian Gillan od jakiegoś czas zdaje sobie sprawę, że tak jak w "Child In Time" już nie zaśpiewa, w zakresie, który mu pozostał, porusza się pewnie i ciekawie). Zauważyłem za to sporo radości, zabawy, kilka pobudek nad ranem po mocno imprezowej nocy. Najwyraźniej w panach blisko lub ponad 70-letnich, wciąż jest wiele kreatywności i przede wszystkim radości życia. Nic dziwnego, że stworzyli najlepszą płytę od czasów na pewno "Purpendicular", a może nawet "Perfect Strangers". (8,5/10) Data utworzenia: 7 kwietnia 2017 10:36 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Tribute band Deeper Purple perform this classic Deep Purple song - the title track from their reunion album - Perfect Strangers. Not an exact copy of the o
Recenzja Jakuba Kozłowskiego. Pamiętam koncert Deep Purple w Krakowie bodajże z grudnia 2019 roku. Wybrałem się na ten występ z kolegą i doskonale pamiętam, jak staliśmy w lekko przerzedzonym tłumie słuchając występu legendy, która, na mnie osobiście, zrobiła dość przygnębiające wrażenie. Ot, doskonały zestaw kultowych utworów odegranych z wielkim znawstwem ale bez iskry i bez emocji. Do tego Ian Gillan… Ian po prostu nie miał już głosu. Męczył się, albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Oczywiście wszystko tłumaczy jego wiek. Daj Boże, aby każdy z nas zachował tyle energii i hartu ducha w wieku (jak on wówczas) siedemdziesięciu czterech lat. Tak to sobie tłumaczyłem i tak tłumaczę nadal. Pozostaje jednak pytanie, czy w ogóle należy uzasadniać formę zespołu, który, niestety, coraz bardziej sprawia wrażenie formacji odrobinę zagubionej, nie wiedzącej jak zejść ze sceny. Mam jeszcze jedno wspomnienie związane z tamtym koncertem. Po występie miałem okazję porozmawiać dłuższą chwilę ze znawcą Deep Purple, fanem od zawsze, kolekcjonerem i prawdziwym fascynatem muzyki purpli. Podszedł do nas i zapytał „Jak się podobał koncert”. Odparliśmy oboje z kolegą, że podobał się, tak… może być i wzruszyliśmy ramionami. Wówczas ów fan powiedział „A Ian Gillan? Słyszeliście Gillana?” – „Taak, słyszeliśmy”. „W takiej fenomenalnej formie nie był od lat!” – dodał z błyskiem w oku. Dało mi to do myślenia, w jaki sposób odbiór tego samego koncertu może być tak diametralnie różny. Czy wynika on z sympatii do formacji (chociaż nie – ja przecież również uważam się za oddanego fana) czy może nostalgii odrobinę zaślepiającej i odbierającej możliwość racjonalnego odbioru muzyki? Nie wiem. Może to przecież działać w obie strony. Może to ja się mylę. Być może tak właśnie jest. Może tamten koncert był fenomenalny a moje oczekiwania są niemożliwe do spełnienia? Może podobne słowa zachwytu usłyszałbym od wspomnianego fana również na temat nowego albumu? Co z tego jednak, skoro wówczas, po koncercie zastanawiałem się jedynie: „Skoro to był genialny występ Gillana, to boję się myśleć, jak brzmi występ kiepski”. Podobne odczucia towarzyszyły mi podczas odsłuchu „Whoosh!”. Czy to jest dobra płyta? Kiepska? Każdy fan musi sobie na to pytanie sam odpowiedzieć i każdy będzie miał rację. Ja się tego nie podejmuje. Przedstawiam jedynie moje zdanie. Muzyka to nie tylko dźwięki, refreny, mosty, instrumentalne przerywniki a przede wszystkim emocje. Te nie wynikają z samych utworów a sposobu w jakie odbiera je słuchacz. Wpływ na nie mają osobiste, często niemożliwe do wyartykułowania wspomnienia czy odczucia. Ja nie pamiętam lat świetności Deep Purple. W czasie, gdy przyjechali do Poznania z Joe Lynn Turnerem w składzie byłem za mały, aby w ogóle na koncert się wybrać, co tu mówić o czasach „Machine Head” czy chociażby „Perfect Strangers”. Znam tą muzykę z albumów – przesłuchanych wielokrotnie, uważnie i z olbrzymią pasją. Miało to jednak miejsce lata po premierze, ba, całe dekady i poznawałem je w oderwaniu od wspomnień czasów w których powstały – z tego prostego powodu, że gdy na rynek trafił „Perfect Strangers” miałem raptem kilkanaście dni. Czy to znaczy, że moja ocena dorobku Deep Purple, a w konsekwencji, najnowszych jego dokonań jest spaczona? Nie, chociaż być może brakuje jej emocjonalnego, głębszego zaangażowania. Nie patrzę więc na zespół i „Whoosh!” (tak jak nie patrzyłem w ten sposób na „Now What?!”, „Infinite” czy wcześniejsze albumy) przez pryzmat osobistych wspomnień. Patrzę na nie bez emocji, ponieważ same te płyty emocji nie wywołują a pozbawiony jestem bagażu doświadczeń, które umożliwiłyby napełnić ten pusty pojemnik wrażeń i nadać mu wyraźny ciężar. Chciałbym, aby Deep Purple sami wypełnili ten figuratywny pojemnik odczuciami płynącymi prosto z fenomenalnych melodii, genialnych riffów i świetnej atmosfery, ale niestety tak się nie dzieje. Bez kultywowanej przez większość życia głębokiej nostalgii do zespołu jako takiego, budowanej w oderwaniu od konkretnej jakości poszczególnych nagrań, album „Whoosh!” zdaje się niezwykle, boleśnie wręcz letni. Zawsze przy recenzowaniu płyt legend staję przed dylematem – czy bardziej cieszyć się, że zespołowi wciąż się chce grać dla fanów czy raczej zastanawiać się dlaczego wciąż gra, wbrew wyraźnemu zmęczeniu? Bo Deep Purple są zmęczeni. Jestem tego pewien. Potrzebują impulsu z zewnątrz, zastrzyku energii, który ponownie poruszy ich na tyle, że zdecydują się wejść do studia. W przypadku trzech ostatnich płyt takim zastrzykiem, jeżeli wierzyć samym muzykom, jest producent Bob Ezrin, który podejmuje się od czasu „Now What?!” zadania poskładania pomysłów zespołu w koherentną całość. Stąd jego współautorstwo wszystkich kompozycji na albumie. Nie lada zaszczyt, o który trudno gdyby jego wkład nie był faktycznie znaczący. Ezrin podobno przycina, skleja, pilnuje i ubiera w konkretne ramy twórczość Deep Purple ostatniej dekady i trudno pozbyć się wrażenia, że to właśnie te ramy ograniczają znacząco siłę oddziaływania muzyki, która stała się zrównoważona, na pewno elegancka, ale i pozbawiona tego co w rocku najważniejsze – odrobiny szaleństwa. Słucham „Whoosh!” od kilku ładnych dni i z każdym odsłuchem zmuszam się do powrotu do płyty z coraz większym bólem. Trudno. Nic na to nie poradzę. Poza kompozycjami „Throw My Bones”, „Nothing At All”, „Step By Step” i może „Power of the Moon” nie odnajduję na albumie nic, co przykułoby moją uwagę. Co gorsza, nawet wspomniane utwory ulatują wraz z wybrzmieniem i nie chcą zagnieździć się w głowie. Czy więc warto zapoznać się z płytą? Tak, warto. To w końcu Deep Purple – już na ostatnim zakręcie, już na końcu kariery ale wciąż Deep Purple. Moja córka już nie będzie mogła powiedzieć „Tak, widziałam Iana Gillana, Rogera Govera i Iana Paice’a na scenie” – tak jak ja nie mogę powiedzieć, że widziałem Led Zeppelin, a dużo bym za to dał. Nie powie również zapewne: „pamiętam co czułam, gdy wyszła kolejna płyta zespołu”. Dlatego cieszę się, że ten album powstał i nie żałuje czasu z nim spędzonego. Nawet jeżeli na mnie osobiście nie zrobił absolutnie żadnego wrażenia. Perfect Strangers (Remastered) - Deep Purple, w empik.com: 212,77 zł. Przeczytaj recenzję Perfect Strangers (Remastered). Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Sklep Muzyka DVD Koncerty Zagraniczna Data premiery: 2013-10-14 Rok nagrania: 2013 Rodzaj opakowania: Jewel Case Producent: Eagle Vision Wszystkie formaty i wydania (2): Cena: Oferta ABE MEDIA : 118,00 zł Opis Opis W 1984 roku zespół Deep Purple w składzie Ritchie Blackmore, Ian Gillan, Roger Glover, Jon Lord i Ian Paice spotkał się pierwszy raz od 1973 roku aby nagrać wspólnie nowy studyjny album zatytułowany “Perfect Strangers” Zaraz po wydaniu płyty zespół wyruszył w światową trasę koncertową. „Perfect Strangers Live” to zapis występu z Melbourne w Australii. Jest to jedyny w całości zarejestrowany materiał z tego okresu. W trakcie koncertu grupa wykonała utwory z krążka “Perfect Strangers”, jak również te pochodzące z wczesnych lat 70-tych ze “Smoke On The Water” na czele. To bez wątpienia jeden z najlepszych występów Deep Purple jaki kiedykolwiek został zarejestrowany. Ogromna gratka dla fanów. Lista utworów: 1. Highway Star 2. Nobody’s Home 3. Strange Kind Of Woman 4. A Gypsy’s Kiss 5. Perfect Strangers 6. Under The Gun 7. Knocking At Your Back Door 8. Lazy (inc Ian Paice Drum Solo. 9. Child In Time 10. Difficult To Cure 11. Jon Lord Keyboard Solo 12. Space Truckin’ (in Ritchie Blackmore Guitar Solo. 13. Black Night 14. Speed King 15. Smoke On The Water Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Perfect Strangers Live Wykonawca: Deep Purple Dystrybutor: Mystic Production Data premiery: 2013-10-14 Rok nagrania: 2013 Producent: Eagle Vision Nośnik: DVD Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Jewel Case Indeks: 13598174 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez . Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora . 458 252 529 740 720 358 51 617

deep purple perfect strangers recenzja