OBLICZE PANA JEZUSA Z CAŁUNU - obrazek 6.5 x 11 cm - paczka 100 szt. - 88634. 15,00 zł czas realizacji do 14 dni roboczych. ŚWIĘTY ANTONI - obrazek 9 x 14.8 cm
Soares ujawnił wyniki swojej pracy po czteromiesięcznych badaniach, podczas których próbował dotrzeć do informacji o fizjonomii matki Jezusa Chrystusa. Wykorzystał również najnowsze osiągnięcia z zakresu technologii obrazowania i sztucznej inteligencji. W jego pracy pomocne były dane z szeroko zakrojonych badań nad wizerunkiem człowieka uwiecznionym na całunie turyńskim. Brazylijczyk ujawnił, że inspirowały go badania grafika Raya Downinga, który w 2010 r był zaangażowany w projekt rekonstrukcji twarzy Jezusa. – Do dziś wyniki Downinga są uważane za najbardziej autentyczne i akceptowane spośród wszystkich prób, jakie kiedykolwiek podjęto – powiedział. Powstały dwie rekonstrukcje. Jedna przedstawia Maryję w wieku 25-30 lat. Druga, w czasie gdy była nastolatką. W ich powstaniu wykorzystano sztuczną inteligencję i programy graficzne. Autor naniósł poprawki, które miały podkreślić etniczną i antropologiczną fizjonomię kobiety z Palestyny sprzed 2 tys. lat. Naukowcy stworzyli autentycznych rozmiarów model ciała Jezusa Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo "Wynik zaskoczył samego badacza, wybitnego znawcę sztuki. Jak się okazało, otrzymany wizerunek znacznie odbiega od obrazów Maryi, jakie znamy z epoki renesansu czy baroku" – czytamy na portalu – Ma silne, ale i wzniosłe oblicze kobiety w dramatyczny sposób związanej z misją i ofiarą Zbawiciela – stwierdził grafik, odnosząc się do wizerunku dorosłej Maryi. Dodał, że wersja nastoletniej twarzy matki Jezusa powstała, ponieważ chciał przedstawić jej uśmiechnięte oblicze. Niesamowicie realistyczny wizerunek Jezusa. Odtworzył go holenderski fotograf Brazylijczyk w rozmowie z portalem przyznał, że zamierza kontynuować swoje badania. Podkreślił, że cieszą się one aprobatą Barriego Schwortza, amerykańskiego fotografa, który zajmował się zaawansowanymi badaniami nad autentycznością całunu turyńskiego. Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. Źródło: To, co wyłania się z całunu jest o wiele bardziej brutalne od tego, co wyznawcy Chrystusa rozważają podczas odmawiania tajemnic bolesnych różańca, czy odprawiania Drogi Krzyżowej. Na głowę wciśnięto Mu nie koronę cierniową, jaką znamy z tradycyjnych przedstawień, tylko cierniowy kask przewiązany sznurem, aby się nie poluzował.
Zdaniem badaczy Jezus Chrystus miał 180 cm wzrostu. Podkreślają oni też, że był wyjątkowo wysokim jak na owe czasy i proporcjonalnie zbudowanym mężczyzną. Szef zespołu badawczego prof. Giulio Fanti z Uniwersytetu w Padwie poinformował, że na ciele Jezusa doliczono się aż 370 ran (głównie od bicza - red.). - Rekonstrukcja wykazała, że w chwili śmierci Mężczyzna z Całunu osunął się na prawo, ponieważ prawe ramię było zwichnięte na tyle poważnie, że doszło do uszkodzenia nerwów - mówi Fanti. Szef zespołu badawczego zapewnia także, że rekonstrukcja jest niezwykle dokładna. – Ten posąg to naturalnej wielkości trójwymiarowa rekonstrukcja Mężczyzny z Całunu Turyńskiego, wykonana z dokładnością do milimetra na podstawie płótna, w które owinięte było ciało Chrystusa po ukrzyżowaniu – zaznacza. Chcesz być na bieżąco z najważniejszymi informacjami dnia? Polub Onet Wiadomości na Facebooku! (JaS)
Reprodukcja ikony z wizerunkiem Najświętszego Oblicza Pana Jezusa - wizerunek z Całunu. Wymiary 7,5 cm x 12,5 cm Grubość deski 1,5 cm. Możliwość powieszenia na ścianie. Wysyłka w: od 4 do 5 dni roboczych
Bicz, którego używali Rzymianie zakończony był ciężarkami z ołowiu, które za każdym uderzeniem wgryzały się w skórę i powodowały rany szarpano-tłuczone. Na głowę włożono Mu nie cierniową koronę, którą znamy z przekazów spopularyzowanych w sztuce, tylko „kask z cierni”. Brutalnie go wciśnięto i przewiązano sznurem... Tę bulwersującą opowieść zacznijmy jednak od końca XIX wieku. Był wieczór 28 marca 1898 roku, kiedy to Secondo Pia, fotograf amator otrzymał zgodę na to, aby w katedrze turyńskiej zrobić zdjęcie wizerunkowi mężczyzny odbitego na lnianym płótnie. Rzadka możliwość, bo Całun Turyński wystawiany był raz na kilkadziesiąt lat. Na co dzień przechowywany był w metalowej szkatule zamkniętej na wiele zamków. Do jednych z nich klucze miał król włoski, do którego całun należał, a do innych arcybiskup Turynu. Zanim całun trafił do Turynu w XVII wieku, przebył drogę z Jerozolimy przez Bizancjum, gdzie znajdował się przez kilkaset lat i Francję. To tam został wystawiony na widok publiczny po raz pierwszy w 1357 roku. Wróćmy jednak do katedry turyńskiej i pamiętnego 28 marca. Kiedy fotograf rozpoczął wywoływanie klisz, nie mógł nadziwić się temu co zobaczył. Z każdą minutą jak zza mgły zaczęła wyłaniać się tajemnicza postać dojrzałego mężczyzny z długimi włosami. — Zamknięty w ciemni przeżywałem niesamowite emocje, kiedy zobaczyłem to święte oblicze, ukazujące się po raz pierwszy w pozytywie mojego negatywu fotograficznego. Był to wizerunek tak wyrazisty, że skamieniałem — zapisał w swoich wynalezienie aparatu fotograficznego umożliwiło właściwe odczytanie tego, co przez niemal XIX wieków skrywał Całun Turyński. Płótno było negatywem, który nie do końca można było odczytać. Przed wynalezieniem fotografii takie odwrócenie obrazu było niemożliwe. Moment ten był swego rodzaju odkryciem kopernikańskim. Świat zaczął interesować się niezwykłym wizerunkiem, choć niewielu dawało wiarę fotografowi. Nie brakowało nawet osób duchownych, które posądzały go o dokonanie oszustwa. Zadanie udowodnienia fałszerstwa powierzono Yvesowi Delage, który był zdeklarowanym ateistą. Ten jednak po gruntownych badaniach orzekł, iż prawdopodobieństwo tego, że całun nie pochodził od ciała Chrystusa, wynosi na 1 do 10 mld. Stwierdził, że szczegóły anatomiczne postaci jak i ślady ran na płótnie z punktu widzenia medycyny, są zbyt dokładne, by mogły być dziełem malarza... O Całunie Turyńskim w międzywojennej Polsce zrobiło się głośno z okazji kolejnego wystawienia wyjątkowej relikwii w Turynie w 1931 roku. Wówczas to ukazała się publikacja pt.: „Prawdziwa fotografia Pana Jezusa” autorstwa Kazimierza Prószyńskiego. Autor zwraca uwagę na to, iż ciało mężczyzny owinięte w płótno nie było obmyte, jak to zazwyczaj bywało. Dlaczego? Po prostu nie było na to czasu. Było późno, kiedy to Józef z Arymatei poszedł do Piłata, aby poprosić go o wydanie ciała. Po zmroku nastałby już szabat, więc nie można było chować zmarłych. Dlatego trzeba było się spieszyć. Dzięki temu, że nie obmyto ciała, mamy dziś właśnie obraz Chrystusa. Ze zdjęcia wyłania się obraz nagiego Chrystusa, a nie takiego, który na biodrach ma opaskę. W średniowieczu rzecz nie do pomyślenia. To jeden z dowodów na to, że całun nie może być dziełem fałszerza. Z obrazu czytamy również to, że mężczyzna miał nietknięte nogi, podczas gdy innym skazańcom je łamano, aby spowodować szybszą śmierć przez uduszenie z braku punktu podparcia. We wspomnianym 1931 roku wykonano nie jedno, a kilkanaście zdjęć i to przy świadkach, aby nie zostać posądzonym o manipulacje. Aby lepiej zrozumieć, w jaki sposób skazany oddał życie, zaczęto przeprowadzać doświadczenia. Na krzyżu wieszano zwłoki, przebijano gwoźdźmi amputowane ręce i nogi. Warto wspomnieć, że w średniowieczu zawsze malowano lub rzeźbiono dłonie przebite gwoździami na środku, tymczasem z całunu widać, że zostały przytwierdzone przez przeguby. Inaczej nie uniosłyby ciała. Co byłoby, gdyby artysta wzorował się na Całunie Turyńskim? Taki przykład mamy chociażby z początku XVII wieku. Antoon van Dyck, flamandzki malarz doby baroku i uczeń Rubensa przebywał w Turynie w 1625 roku, kiedy to miało miejsce publiczne wystawienie całunu z okazji zaślubin Wiktora Amadeusza I. Na podstawie płótna namalował wiszącego na krzyżu Chrystusa, który ma przebite dłonie w nadgarstkach, a nie w dłoniach, jak to jest przedstawiane w tradycyjnej ikonografii. Zainteresowanie całunem nabrało tempa. W przedwojennej Polsce nawet lekarze przygotowywali odczyty na temat Całunu Turyńskiego. Jeden z nich pt.: „Męka Pańska na podstawie badań nad świętym całunem z Turynu w świetle nauki lekarskiej” został poprowadzony w 1937 roku w Wilnie przez doktora Stanisława Karwowskiego. Do dokładnego zbadania całunu powołano specjalny dział nauki - syndologię. Jeżeli chodzi o wymiary, lniane płótno ma 4 m 36 cm długości i 1 m 10 cm szerokości. Na połowie podłużnej materii widać odbicie postaci nagiego mężczyzny, słusznego wzrostu, mocno zbudowanego. Na drugiej połowie odbicie tego samego człowieka z tyłu. Jest to swego rodzaju mapa skatowanego człowieka, z której można odczytać rany po biczowaniu oraz po przebiciu nadgarstków i stóp, czy wielki wyciek krwi razem z płynem limfatycznym z rany zadanej pod żebrami. Widać również nadpalenia spowodowane pożarem w 1532 roku oraz zacieki utworzone przez wodę podczas gaszenia ognia. Cofnijmy się więc do wydarzeń, które z wielkim prawdopodobieństwem miały miejsce niemal dwa tysiące lat temu... Jak dowiedli naukowcy, mężczyzna z całunu był przywiązany do słupa i biczowany przez dwóch oprawców stojących po jego dwóch bokach. Mieli zadać około stu razów biczami zakończonymi ołowianymi kulkami. Dowiedziono nawet, że jeden z nich musiał bić z większą zaciekłością. To, co wyłania się z całunu jest o wiele bardziej brutalne od tego, co wyznawcy Chrystusa rozważają podczas odmawiania tajemnic bolesnych różańca, czy odprawiania Drogi Krzyżowej. Na głowę wciśnięto Mu nie koronę cierniową, jaką znamy z tradycyjnych przedstawień, tylko cierniowy kask przewiązany sznurem, aby się nie poluzował. Korona została wykonana z wyschniętych gałązek cierniowych. Rany na głowie wskazują na to, że kolce zostały wbite z niezwykłym okrucieństwem. Z głowy strumieniami ciekła zarówno krew żylna, jak i tętnicza. O czym jeszcze krzyczy całun? Chociażby o tym, że Mężczyzna niósł na plecach poprzeczną belkę. Świadczą o tym stwierdzone dwa obrzmienia z otarciami skóry w okolicach łopatek. Ciężki przedmiot uwierał i tym samym jeszcze bardziej otworzył rany spowodowane biczowaniem. Poprzeczna belka w drodze na ukrzyżowanie była przywiązywana do ramion. To zapewne ona przyczyniła się do otarć na kolanach i twarzy. Kiedy Mężczyzna upadał, nie mógł oprzeć się na dłoniach. Po dojściu na miejsce razem ze skazańcem unoszono belkę w górę osadzając ją na pionowym palu. Na całunie nie widać kciuków... Czym to mogło być spowodowane? Otóż gwóźdź wbity w nadgarstek prawdopodobnie uszkodził nerw środkowy, powodując jednocześnie zaciśnięcie kciuków. Stróżki krwi, które spływają z nadgarstków i przedramienia Człowieka z Całunu wskazują na jego konanie z mocno rozciągniętymi ramionami na krzyżu. Potwierdza to również krew spływająca z twarzy. Stróżki krwi spływają na zewnątrz twarzy, ponieważ głowa była mocno pochylona. Męczarnie trwały dłuższy czas. Skazaniec, aby oddychać, musiał podnosić klatkę piersiową opierając się na stopach. Widoczna jest również rana na boku, zadana pomiędzy żebra. Przekłucie od prawej strony wskazuje na zwyczaj przejęty ze sposobu obrony żołnierzy rzymskich. Nie uderzało się w lewą stronę przeciwnika, ponieważ ten zazwyczaj był osłonięty tarczą. Wbite ostrze przebiło osierdzie, które po zawale wypełniło się krwią i płynem limfatycznym. Mężczyzna umarł w potwornym bólu z powodu pęknięcia badania nad niezwykłym płótnem z Turynu podczas jednej ze swoich audycji przedstawił w 1980 roku w Radio Wolna Europa - Jan Nowak Jeziorański. Dziś można ją odsłuchać w jednej z archiwalnych audycji Polskiego Radia. Z niej dowiemy się o tym, że w latach 70. do badań nad Całunem Turyńskim włączyli się eksperci ze Stanów Zjednoczonych. Konkretnie dwaj rzeczoznawcy z laboratorium Amerykańskiej Komisji Energii Atomowej oraz dwaj badacze przestrzeni kosmicznej: dr Jack Johnson i dr Eric Jumper. — Do badań użyto ultranowoczesnych mikroskopów, aparatów fotograficznych, instrumentów służących do wykrywania fałszerstw, kamer do fotografowania ciał niebieskich i komputerów — słyszymy w audycji Jana Nowaka-Jeziorańskiego. — Dr Johnson przeżywa wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pod koniec XIX w. Secondo Pia, gdy udaje mu się przy pomocy komputera odtworzyć trójwymiarowe oblicze nowe zdjęcia i badania. Stwierdzono że Całun Turyński został utkany tą samą techniką, jakiej używano zarówno przed narodzeniem Chrystusa, jak i po jego śmierci. Dowiedziono również, że ciało było owinięte w tkaninę nie dłużej niż 36 godzin, bo po tym czasie rozpoczyna się jego rozkład, co zniszczyłoby płótno. Do jakich konkluzji doszli uczeni po tylu badaniach? — Nie znaleziono dowodów, aby Całun Turyński miał być fałszerstwem — słyszymy w audycji Jeziorańskiego. — Przeciwnie, dotychczasowe badania wykazują zgodność, jakie tradycja i historia wiążą z całunem, czyli zgodność z tym, co przekazała nam Ewangelia i świadectwa dotyczące płótna na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Setki badań, diagnoz, ekspertyz — jak choćby powtarzane niezliczoną ilość razy próby odbicia ciała ludzkiego na płótnie — nie powiodły się. — Nie przyniosły rezultatów, choćby częściowo zbliżonych do obrazu takiego, jaki widzimy na Całunie Turyńskim. Obserwując miniony wiek widać, jak to właśnie nauka sprzyja odkrywaniu tajemnicy Całunu Turyńskiego. I choć, być może nigdy nie poznamy wszystkich odpowiedzi na pojawiające się pytania, to nad niecodziennym wizerunkiem umęczonego Mężczyzny z lnianego płótna warto się pochylić, szczególnie w przeddzień Świąt Wielkanocnych. Wojciech Kosiewicz
Szerokość produktu. 50 cm. 149, 00 zł. zapłać później z. sprawdź. 158,99 zł z dostawą. Produkt: Obraz PAN JEZUS NA ŁODZI rama drewniana brąz 40x50. kup do 12:00 - dostawa w poniedziałek. dodaj do koszyka. „Oblicza Jezusa”, to tytuł modlitewnika, który został dołączony do najnowszego numeru tygodnika „Niedziela” z datą 12-19 kwietnia br. Ukazał się on jako 365. tom w serii Biblioteki „Niedzieli”.W modlitewniku znajdują się wizerunki Chrystusa: z obrazu Jezusa miłosiernego „Jezu, ufam Tobie”, z Całunu Turyńskiego, Chusty z Manopello, Chusty z Oviedo i zdjęcie Jezusa – brata Elia wraz z historią zbiorze „Oblicza Jezusa” znajdują się również: codzienna modlitwa ofiarowania się Najświętszemu Obliczu Pana Jezusa, koronka do Najświętszego Oblicza Pana Jezusa, modlitwa Benedykta XVI.„Dwie następujące po sobie niedziele: Zmartwychwstania Chrystusa i Miłosierdzia Bożego to dobra okazja, by zastanowić się, jakie oblicze Jezusa nosimy w sercu, jakie towarzyszy naszej codzienności, modlitwie, refleksji” – podkreśla ks. Jarosław Grabowski, redaktor naczelny „Niedzieli”.„W okresie epidemii wraca stara prawda, że w czasach trudnych potrzebujemy Boga inaczej niż zwykle, zdecydowanie mocniej, intensywniej. Ten utrwalony w nas obraz Boga wymaga więc przemiany sposobu myślenia. Uświadomienie sobie, że Bóg towarzyszy człowiekowi cały czas, przychodzi zawsze, gdy Go potrzebujemy, że przenika każdą naszą myśl, każde pragnienie, chce naszego dobra, nawet jeśli my tego nie potrafimy do końca zrozumieć” – kontynuuje ks. Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Obrazek Oblicze Pana Jezusa z Całunu Turyńskiego (bez tekstu)! ITKM Wydawnictwo Instytutu Teologicznego Księży Misjonarzy. Kategoria: obrazek do modlitewnika. Cena za 1 sztukę. Towar nowy, nieużywany, wprost z księgarni wysyłkowej. Format 55x100x0.3 mm ; Nr kat. Rhema 6114
Przekład: Andrzej Cehak ISBN: ϗ-7030-384-6 ROZWAŻANIE DZIEWIĄTE OSOBA PANA JEZUSA „Nie ma prawdziwej ewangelizacji bez głoszenia imienia i nauki, życia i obietnic, Królestwa i tajemnicy Jezusa Nazareńskiego, Syna Bożego” (Paweł VI, Evangelii nuntiandi, nr 22). Dla celów dokonywanej przez nas medytacji proponuję, byśmy razem przeczytali niektóre fragmenty Pisma Świętego. 10. Oblicze Jezusa i twarz z Całunu Turyńskiego Trzecim i najważniejszym wizerunkiem Jezusa z Nazaretu jest ogromnie czczony i znany wizerunek z Całunu Turyńskiego, zwanego też Świętym Syndonem. Osobiście jestem całkowicie przekonany, opierając to na różnorodnych argumentach, o fakcie, że ten wizerunek z Całunu (prześcieradła) jest prawdziwym wizerunkiem Naszego Pana. Wydaje mi się wręcz, że odwrotna możliwość jest całkowicie nieprawdopodobna, choć nie brakowało osób, które — może także z powodu przyjętej wrogości do chrześcijaństwa — starały się przy pomocy różnych wybiegów wzbudzić co do tego wątpliwości. Święty Syndon przechowywany jest obecnie w katedrze w Turynie; jest to wizerunek całego ciała Pana Jezusa. Znacie z pewnością fascynującą historię Syndonu. Jest to prześcieradło, w które owinięte zostało ciało Chrystusa po śmierci, gdy spoczywał w grobie, i na którym, zapewne dzięki olejom użytym do namaszczenia ciała, pozostał delikatnie odciśnięty wizerunek całej postaci. Bardzo poważne badania wysuwają poza tym hipotezę, według której, w chwili Zmartwychwstania nastąpić miał rodzaj błysku, który utrwalił wizerunek wytworzony przez oleje, krew i pot ciała. Syndon przechowywano zawsze jako główną relikwię ciała Chrystusa. Trzeba jednak powiedzieć, że w przekazach historycznych, odnotowywanych przez wieki, jest długi i tajemniczy okres milczenia na temat Całunu. Uczeni uważają zgodnie, że ten tajemniczy i długi okres milczenia pokrywa się z okresem, w którym Mandillon — o którym mówiliśmy wcześniej — był przechowywany w Edessie, w Turcji. Eksperci owi sądzą, że starożytny wizerunek Świętego Oblicza Naszego Pana, zwany Mandillonem z Edessy, nie jest niczym innym niż Święty Syndon, wielokrotnie złożony w taki sposób, by ukazywał oglądającym i czczącym go jedynie tę część materiału, na której odbite jest oblicze Pana. Z tego wizerunku, tak eksponowanego, wywodzić się mają najstarsze obrazy oblicza Pana i związane z nimi tradycje. Z jednej strony hipoteza ta — coraz powszechniej przyjmowana — pozwala wypełnić cały historyczny obszar czasowy przenoszenia Całunu z jednego miejsca przechowywania na inne, pokrywając również długi okres tajemniczego milczenia w przekazach historycznych. Z drugiej strony, pod wpływem mocnego impulsu ze strony wspomnianego już Międzynarodowego Instytutu Badań nad Obliczem Chrystusa, trwają studia i eksperci zwracają uwagę, że dwa pozostałe wizerunki, o których mówiliśmy wcześniej — zarówno „Weronika” jak i Mandillon — stanowią obraz wyłącznie oblicza Pana, bez szyi. Ponadto wizerunek z „Weroniki” przedstawia twarz człowieka udręczonego i krwawiącego, podczas gdy ten z Mandillonu ukazuje człowieka bez śladu ran i krwi. Nawet jednak po uwzględnieniu tych faktów różni naukowcy są skłonni uważać, że Syndon, w taki czy inny sposób, leży u początków wszystkich najstarszych wizerunków Zbawiciela. 11. Fotografia oblicza Jezusa Wielkie odkrycie Syndonu dokonało się pod koniec XIX wieku, wraz z wynalezieniem fotografii, gdyż prześcieradło, jeśli patrzyć na nie bezpośrednio, ukazuje wizerunek raczej blady. Całun bowiem, z powodu upływu czasu, jest dość zużyty i wyblakły, lecz nikt, oczywiście, nie ma odwagi w żaden sposób go poprawiać. Właśnie dzięki procesowi fotograficznemu negatyw Syndonu pozwala w nadzwyczajny i mocny sposób uwidocznić wszystkie linie i wszystkie znaki tak, iż udaje się zobaczyć wizerunek bardzo wyraźnie. Wizerunki Świętego Całunu, które oglądaliście do tej pory i które znacie, nie są na ogół fotografiami płótna, w które owinięte było ciało Chrystusa, lecz raczej reprodukcjami jego fotograficznego negatywu. Pierwszym fotografem, który sporządził negatyw Świętego Syndonu, był Pia z Turynu. Widząc efekty procesu chemicznego, obserwując reakcje w płynie, w którym zanurzył kliszę dla jej wywołania, doznał zdumienia i wzruszenia, gdyż widział — jako pierwszy tak wyraźnie — pełny wizerunek ciała Jezusa z Nazaretu, zarówno przodu, jak i tyłu postaci. I przed tym wizerunkiem na negatywie, zanurzonym jeszcze w wywoływaczu, pełen wzruszenia, upadł na kolana. Następnie utrwalono ów negatyw, który był tak wyraźny, że następnie fotografowano ten negatyw i pokazywano go. I tak można było precyzyjnie i dokładnie, tak jak to jest dostępne nam obecnie, oglądać wizerunek samego Pana Jezusa. Wizerunek z Całunu zawiera faktycznie wielką ilość interesujących danych. Na przykład informacji dotyczących ukrzyżowania: wiele starych krucyfiksów — w każdym razie stare figury Chrystusa ukrzyżowanego i martwego Chrystusa (tak zwane piety), które mamy w naszych kościołach, domach i muzeach — ukazują Pana Jezusa ukrzyżowanego przez przebicie gwoźdźmi Jego dłoni (albo ukazują rany, otwory po gwoździach, w środku dłoni). W rzeczywistości „człowiek z Syndonu” miał natomiast gwoździe wbite w inne miejsce dłoni, to znaczy w nadgarstki. Obserwacja ta pociągnęła za sobą liczne badania, w wyniku których odkryto, że Rzymianie, rzeczywiście, nie wbijali gwoździ w dłonie ludzi krzyżowanych, lecz właśnie w nadgarstki; ciało przebitej dłoni uległoby rozdarciu, a w przypadku przebicia nadgarstka, dzięki umieszczeniu pomiędzy kośćmi, gwoździe były w stanie utrzymać na krzyżu ciężar ciała. Jest naprawdę wiele interesujących i poruszających szczegółów, które pozwalają połączyć wizerunek „człowieka z Syndonu” ze znanymi nam informacjami na temat ukrzyżowania Pana Naszego Jezusa, dokonanego tak, jak zwykli to robić Rzymianie. Prowadzono również badania na temat biczów, którymi chłostano „człowieka z Syndonu”, i wykazały one, że ślady odpowiadają sposobowi, w jaki dokonywali chłosty Rzymianie. Ostatnio wreszcie ogłoszono niezwykłe odkrycie, dotyczące Całunu; informacje fotograficzne znalazły się we wszystkich gazetach i dziennikach włoskich. Dzięki bardzo wyszukanemu sposobowi fotografowania i towarzyszącej mu analizie komputerowej odkryto, że na oku „człowieka z Syndonu” odcisnęła się moneta rzymska z epoki Pana Naszego Jezusa, to znaczy z czasów Jezusa z Nazaretu. 12. Oblicze Maryi Innym wizerunkiem, który nas interesuje, jest wizerunek Maryi. Twarzą, „która najbardziej przypomina” (jak mówi sławny poeta Dante) twarz Pana Jezusa, jest twarz Maryi, Jego Matki i Matki naszej. Przed tymi, którzy chcą przybliżyć sobie fizyczny wygląd Pana Jezusa, a zwłaszcza wizerunek Jego Świętego Oblicza, otwiera się możliwość sięgnięcia do starożytnej tradycji tak zwanych Czarnych Madonn. Tradycja ta to ciekawa historia. W Europie bowiem zachował się pewien, niezbyt liczny, zbiór starych wizerunków Maryi, Matki Bożej, zwanych Czarnymi Madonnami (oprócz nich istnieje nieokreślona liczba ich kopii): wszystkie one, choć mają różne rozmiary, są do siebie zasadniczo podobne, wydają się przedstawiać tę samą kobietę, a ich powstanie datowane jest na mniej więcej na III—IV wiek. Uważa się więc, że Czarne Madonny są reprodukcjami wcześniejszego wizerunku czy ikony Matki Boskiej, która już nie istnieje i która, najprawdopodobniej, znajdowała się w Konstantynopolu. Miałaby zostać zniszczona przez ikonoklastów, którzy niszczyli obrazy i ich kopie, gdyż uważali je za niezgodne ze swoją wiarą. W Rzymie przechowywana jest jedna z owych Czarnych Madonn, jako najbardziej czczony wizerunek w mieście. Chodzi o ikonę Maryi, która znajduje się w przepięknej Bazylice Santa Maria Maggiore; co więcej, ta wspaniała Bazylika została zbudowana, a następnie przebudowana dla tego wizerunku, który jest nazywany powszechnie Salus Populi Romani („Ocalenie Ludu Rzymskiego”). Wizerunek ten nie jest może najbardziej kompletny spośród tych, które się zachowały, nie ma też dużych rozmiarów, pozostaje jednak dokumentem starożytnym, czcigodnym, cennym i nadzwyczaj czytelnym, który wzywa do pobożności i prowadzi do ocalenia. Sam widziałem wiele razy wizerunek czy ikonę (również uważaną za jedną z Czarnych Madonn), która jest nazywana Madonną św. Łukasza i przechowywana w Bolonii, w mieście, gdzie studiowałem inżynierię. Miałem też okazję zobaczyć sławny wizerunek z Częstochowy w Polsce, który jest jednym z najlepiej zachowanych i największych. Inna jeszcze, tak zwana Nikopeia, znajduje się w Wenecji... Ciekawym aspektem wizerunków zwanych Czarnymi Madonnami jest to, że wydają się przedstawiać Dziewicę Maryję jako niewiastę starszą. Niezwykłość polega na tym, że w historii Kościoła nie ma tradycji przedstawiania Dziewicy Maryi jako kobiety w podeszłym wieku. Dziewica Maryja była zasadniczo zawsze przedstawiana na dwa sposoby. W niektórych przypadkach jako młoda dziewczyna w wieku od piętnastu do dwudziestu lat, na przykład w scenach Zwiastowania; w innych przypadkach — jako kobieta dojrzała, w wieku około czterdziestu pięciu — pięćdziesięciu lat, w scenach Matki Boskiej Bolesnej lub w scenach Wniebowzięcia. Dość rzadkie są wyobrażenia Maryi jako małej dziewczynki czy to w chwili Jej narodzin, czy też w towarzystwie rodziców (w Mediolanie, na przykład, katedra jest dedykowana właśnie Dzieciątku Maryi, Mariae Nascenti). Brak natomiast praktycznie wizerunków Dziewicy Maryi jako kobiety starej, a przynajmniej posuniętej w latach. I to mimo tego, że wiemy, iż Maryja żyła dalej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Św. Jan Apostoł po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wziął Ją do siebie aż do dnia wniebowzięcia. Gdzie jednak mieszkał św. Jan? Istnieje wielka i starożytna tradycja, która wskazuje, że miejscem tego pobytu było miasto Efez. I tam, w Efezie, w Turcji, nad brzegiem morza, pokazywany jest wciąż dom uważany za dom Maryi Panny. Zachował się również przekaz, że św. Łukasz, kiedy zabrał się za gromadzenie faktów z życia Chrystusa, aby napisać swoją Ewangelię, udał się właśnie do Efezu, by uzyskać informację od Maryi. Faktycznie, jego Ewangelia zawiera szczegóły, których nie mógłby uzyskać od nikogo innego. Efez to miasto leżące nad morzem, niezbyt daleko od miejsca, gdzie następnie założony został Konstantynopol. Można więc sobie wyobrazić, że ludzie z Efezu chcieli w jakiś sposób utrwalić rysy Matki Jezusa. Pamiętam, że kiedy byłem małym chłopcem, żyła jeszcze matka św. Marii Goretti: wszyscy chcieli ją zobaczyć, w moim miasteczku organizowano nawet wyprawy autobusowe, by ją spotkać; mieszkała niezbyt daleko od mego domu, można było pojechać tam i z powrotem w ciągu jednego dnia... Jest więc rzeczą dozwoloną myśleć, że z różnych stron ludzie zdążali do Efezu, aby poznać Matkę Pana, Panią Naszą, Przenajświętszą Maryję i że pragnęli zabrać ze sobą Jej obraz. Nabożna tradycja, związana z wizerunkami Czarnych Madonn, sugeruje, że to sam św. Łukasz Ewangelista namalował pierwszy i najsławniejszy wizerunek Matki Boskiej, ów pierwotny Wizerunek, którego już nie posiadamy, lecz od którego pochodzą wszystkie kopie, nazywane w ten sposób. Nawet jeśli nie można mieć co do tego pewności, wydaje się w każdym razie, że z wielkim prawdopodobieństwem Czarne Madonny oddają istotne rysy Matki Boskiej w wieku dojrzałym, a więc przed Jej wniebowzięciem. Według niektórych uczonych fakt, że Czarne Madonny przedstawiają kobietę dojrzałą, jest wręcz dobrym znakiem i wskazówką autentyczności, właśnie ze względu na swoją niecodzienność. Niektóre wspólne cechy Czarnych Madonn to: twarz raczej wydłużona, dość wydatne czoło, długi i delikatny nos, niezbyt szeroki i bez wystającego w dół koniuszka (typowego dla nas, Europejczyków: w naszym przypadku to spadek po skrzyżowaniu się Rzymian — na ich posągach tego nie ma — z barbarzyńcami). Na najstarszym portrecie Maryi widać również czubek nosa lekko wydłużony do przodu. Można by odnotować jeszcze wiele szczegółów dotyczących ust, a zwłaszcza oczu... Rzeczywiście, ci, którzy obserwują Czarne Madonny, są na ogół pod wielkim wrażeniem oczu, jak gdyby autor wizerunku miał szczególny talent, lub otrzymał szczególny dar, pozwalający namalować owo spojrzenie — ostre, naznaczone cierpieniem, dobre, które widziało na krzyżu Syna i które spogląda na dzieci, jak spogląda na Syna; spojrzenie, które każdy chciałby odczytywać jako przychylne sobie, a nigdy nieprzychylne: nunc et in hora mortis nostrae, „teraz i w godzinę śmierci naszej”. Powracając do pięknego wyrażenia Dantego, oblicze Maryi jest więc obliczem, „które najbardziej przypomina” oblicze Chrystusa; tak więc również poprzez rysy z wizerunku Maryi, które da się odczytać z owych starożytnych Czarnych Madonn, jesteśmy, być może, w stanie dotrzeć do rysów Jezusa z Nazaretu, by przybliżać się coraz bardziej do spełnienia tego nieprzemijającego pragnienia: Vultum Tuum, Domine, requiram, Vultum Tuum („Twojego Oblicza szukam, o Panie, Twojego Oblicza”). 13. Posłannictwo Pana Jezusa Podejmijmy na nowo czytanie Ewangelii. — Piętnaste czytanie: Jezus i powołanie celnika. „Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!». On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?». On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają (...). Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników»” (Mt 9, 9—13). — Szesnaste czytanie: Jezus i powołanie rybaków. „Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim” (Mk 1, 16—20). — Siedemnaste czytanie: Jezus kroczy po wodzie. „Zaraz też [Jezus] przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!». I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy (...). Gdy się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu” (Mk 6, 45—53; por. Mt 14, 22—27). — Osiemnaste czytanie: Jezus ucisza burzę. „Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?». On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?». Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»” (Mk 4, 35—41). — Dziewiętnaste czytanie: Jezus potępia ambicje. „Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?». Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!»” (Mk 9,33—35). — Dwudzieste czytanie: Jezus nie ufał im. „Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2, 23—25). 14. Śmierć i Zmartwychwstanie — Dwudzieste pierwsze czytanie: Jezus nakazał, by go rozwiązać. „Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. (...) Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». (...) Mimo jednak, że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu [na drugim brzegu Jordanu]. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: (...) «Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić». (...) Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. (...) Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (...)». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Rzekła Marta do Niego: «Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?». Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». (...) Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona [Maria] i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił (...). Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: «Oto, jak go miłował!» (...) A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. (...) Jezus rzekł: «Usuńcie kamień». (...) Usunięto więc kamień. Jezus (...) zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!». I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? [Quit facimus, quia hic homo multa signa facit?]. Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego» (...) Tego więc dnia postanowili Go zabić [Ab illo ergo die cogitaverunt ut interficerent eum]. (...) Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, aby Go można było pojmać [Dederant autem pontifices et Pharisaei mandatum, ut si quis cognoverit ubi sit, indicet, ut apprehendant eum]” (por. J 11, 1—57). — Dwudzieste drugie czytanie: Jezus pogrążony w smutku modli się. „Wtedy Jezus im rzekł: «Wszyscy zwątpicie we Mnie. (...) Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». (...) A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się (...) Potem wrócił i (...) rzekł do nich: «(...) Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca»” (por. Mk 14, 27—42). — Dwudzieste trzecie czytanie: Jezus zostaje osądzony przez Sanhedryn. „Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. (...) Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. (...) Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?». Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?». Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich». Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?». Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci». Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go” (por. Mt 26, 57—67). — Dwudzieste czwarte czytanie: Zmartwychwstały pośród swoich. „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus (...). Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi”. [„Szedł z nimi”: Pan ze sług, których spotkał, uczynił nas przyjaciółmi. Dlatego powiedział nam: „Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi”, jak to przytacza 15 wiersz 15 rozdziału Ewangelii św. Jana, co każe św. Ireneuszowi zawołać: Causa immortalitatis amicitia Domini est]. „W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!». Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?». Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,13— por. J 20,19—21). opr. aw/aw . 283 351 684 349 665 130 238 327

oblicze pana jezusa z całunu